Archive for kwiecień, 2010

Dłuuugi weekend.

piątek, 30 kwietnia, 2010

W Wielkopolsce zanosi się na piękną pogodę. Nigdzie się stąd nie ruszę! Za żadne skarby. Zawisnę w ogrodzie nad książką, a słońce w kieliszku dobrego wina zalśni mi rubinowo a ze szlachetnej porcelany zaparuje wyborna herbata. Nie będę w nim sam – kot i pies zgodnie będą psocili na trawnikach. Pimpuś (żona) będzie pielęgnowała, zgodnie ze wskazaniem księżycowego kalendarza swoje botaniczności. Sikorki modre z pietyzmem karmią swoje młode w dziupli na starej jabłoni, dzięcioł, który urządził sobie u mnie kuźnię będzie mi tradycyjnie zaśmiecał trawnik resztkami szyszek znoszonych z całej okolicy, pełzacze będą penetrowały korę drzew w moim ogrodzie, ciekawski szpak będzie mi towarzyszył wpatrując się we mnie czarnymi oczami, sójki i sroki będą wszczynały swoje zwykłe awantury, płochliwy dzięcioł zielony będzie masakrował mrowiska, pleszka pomacha mi swoim rudym ogonem, zaś polskie, dzikie gołębie wędrowne będą troszczyły się o swoje młode w gnieździe na moim drzewie (od lat nie wiem, którym?!) ocean tulipanów ucieszy moje oko wraz z kwitnącymi jabłoniami, pigwami, migdałowcem, śliwami, pierwiosnkami, błękitkami, zawilcami i hiacyntami, bratkami etc.

Tu będę szczęśliwy i proszę mi nie przeszkadzać aż do wtorku – goście niemile widziani!

Duchy na werandzie.

piątek, 30 kwietnia, 2010

Zebrało mi się na remonty. Chałupa wymagała ich od lat, ale nie mogłem jakoś za to się zabrać. Na pierwszy ogień poszła antrejka, czyli przestronna weranda. Trudno mówić tu nawet o jakimś „remoncie” lub „odnawianiu” raczej trzeba powiedzieć – odbudowa. Wybudowana w koszmarnych czasach PRL’u według komunistycznych standartów z materiałów, jakie wówczas udało się zdobyć wymagała wymiany właściwie wszystkiego poza ścianami. Okna drzwi, parapety, instalacja elektryczna i grzewcza itd. Nic nie nadawało się do rewitalizacji i musiało trafić na śmietnik. Nawet meble, które tam stały uradowały jedynie mojego przyjaciela Rysia, który zwój dom ogrzewa drewnem.

 Co ciekawe w domach wznoszonych przed wojną (zwłaszcza tych bogatszych) nie ma takich problemów. Przedwojenne okna i podłogi dobrze znoszą remonty i służą swoim właścicielom. Nierzadko stuletnie instalacje sanitarne są sprawne do dziś. O meblach nie na wspominam, bo każdy wie, jaką cenę uzyskują dziś antyki.

Komunistyczne, tandetne budownictwo to kolejna zbrodnia PRL’u. Właściwie ludziom, którzy do dziś ponoszą konsekwencje (finansowe i cywilizacyjne) socjalistycznych eksperymentów powinno przysługiwać jakieś odszkodowanie. Ale kto miałby je zapłacić? Na pewno nie współczesny podatnik. Może Rosja, która narzuciła nam ten zbrodniczy system? Z może SLD, które jest jego spadkobiercą? Chętnie przyjmę od jednych i drugich!

Ale taki remont to też przeżycie mistyczne – czuję jakbym ze starymi drzwiami i rurami wyrzucał na śmietnik duchy PRL,u.

Ale na ten miesiąc – koniec remontów. W przyszłym muszę wyrzucić na śmietnik historii komunistyczny… płot!

 

Mam taką nadzieję…

środa, 28 kwietnia, 2010

Część poprawnych politycznie gadzinówek doniosła dziś tryumfalnie, że wybory prezydenckie wygra z olbrzymią przewagą tow. Komorowski, bo tak wyszło im z sondaży, które pono gdzieś przeprowadzili.

Dziwnych ludzi musieli pytać, bo kandydat ma taką charyzmę jak kostka szarego mydła, twarz ozdobioną plebejskimi wąsiskami, charakter kojarzący się z czopkiem, żadnych poglądów zaś małżonkę… szkoda gadać – też byłaby z niej „pierwsza dama”. Ha! Do tego pochodzi z coraz bardziej znienawidzonej PO. Z dwojga złego wolałbym już Palikota z nim przynajmniej byłoby weselej.

Symptomatyczne, że już w przedbiegu właściwej kampanii wyborczej zadeklarował, że: nie będzie nikogo wysyłał do UBekistanu, czyli komunistyczni kapusie mogą spać spokojnie. Czyżby kreował się na kolejnego prezydenta wszystkich UBeków?

Zaś sondażami radzę się nie przejmować. Przypominam, że według nich poprzednie wybory prezydenckie wygrał… Donald Tusk!

Ten też je przerżnie sromotnie. Przynajmniej mam taką nadzieję…

Krymska sprawa

wtorek, 27 kwietnia, 2010

  Dobiega końca termin, do którego rosyjska flota czarnomorska mogła korzystać z ukraińskiego portu w Sewastopolu. Rosjanie usilnie zabiegają o maksymalne przedłużenie tego terminu zaś strona ukraińska z oczywistych powodów najchętniej pozbyła się ruskich okrętów i to szybko.

Ludzie zainteresowani tematem spekulują czy uda się Ukraińcom wysiudać rusków z Krymu czy może jakoś się z nimi dogadają?

Odpowiadam: niechętnie, ale się dogadają. Po prostu nie mają innego wyjścia i to z dwóch, czysto technicznych, powodów.

Po pierwsze wojennych okrętów w Sewastopolu stoi bardzo dużo. Zdecydowanie za dużo. Nie są już Rosjanom do niczego potrzebne. Od dawna. Od bardzo dawna. Wobec tego większość z nich od dziesięcioleci jest nieużywana i niekonserwowana. Poza kilkoma pokazowymi jednostkami nie są w stanie opuścić portu – jest to kompletny złom.

A po drugie: nawet gdyby Rosjanie jakimś cudem wysupłali fortunę na wyremontowanie i uruchomienie tych okrętów to, dokąd miałby się wynieść? Rosja po prostu nie ma portu, w którym można by pomieścić to towarzystwo. Istniejące rosyjskie porty wojenne są zawalone masą jeszcze gorszego złomu, na którego utylizację nie ma pieniędzy w pustej, państwowej kasie do tego stopnia, że o demontowanie reaktorów w resztkach okrętów atomowych trzeba było prosić… Niemców! Wszak nie można wywalić tego radioaktywnego śmiecia na brzeg i zapomnieć o nim czekając aż sam się rozsypie ze starości.

A Krym? Pustawy, taniutki i przepiękny. Polecam na wakacyjne wojaże. I radzę skosztować wybornych win krymskich – zwłaszcza z wytwórni Nowyji Swjat. Naprawdę warto. Szkoda, że nikt ich do Polski nie sprowadza…

Przyłączam się do apelu Staszka Michalkiewicza !

poniedziałek, 26 kwietnia, 2010

 

Nadchodzą wybpry prezyenckie. Jeśli mamy wybierać, to musimy mieć wybór. Kandydaci zachwalani nam przez telewizje i inne ośrodki władzy natrętnie wmawiają w nas, że możemy wybierać tylko pomiędzy wskazanymi przez nie kandydatami: popierającymi „Okrągły Stół”, przestrzegającymi „politycznej poprawności”.

   
Tymczasem kandydować zamierza człowiek, który chce zmienić tę skorumpowaną Polskę na kraj normalny; który uważa, że liberalizm nie oznacza tolerancji dla zła, że „wolny rynek” nie oznacza, że wolno kraść, że reprywatyzacja powinna objąć wszystkich, a nie tylko Niemców i Żydów, że jak mamy dobrą walutę, to nie powinniśmy jej zmieniać na taka, która powoduje kryzysy… krótko mówiąc: mój przyjaciel, Janusz Korwin-Mikke.
    
Ponieważ mówi, że nie chce zmieniać świń przy korycie tylko zabrać im koryto – nienawidzą go politycy z tego koryta jedzący, a media starają się Go ośmieszać. Tymczasem tam, gdzie panuje wolność słowa, czyli w Internecie, jest najpopularniejszy. Oni mają nadzieję, że nie uzbiera podpisów, więc nie będą musieli dopuszczać Go do kamer telewizyjnych.
  
Jestem w Jego Komitecie Wyborczym. Moja więc gorąca prośba: pomóżcie nam zebrać te 100.000 podpisów. Bardzo proszę wziąć wzór listy stąd albo zajrzeć tu lub tu i JAK NAJSZYBCIEJ zebrać ile się da podpisów – i przekazać najbliższemu koordynatorowi Sztabu – lub wysłać pocztą (priorytetem: proszę pamiętać, że list państwową pocztą idzie tydzień, a powinien dotrzeć 4 maja!
 
Z góry dziękuję,
Stanisław Michalkiewicz

Cuda się zdarzają…

sobota, 24 kwietnia, 2010

Prominentny działacz jednego z UPR’ów (bo zdaje się są już dwa: http://www.upr.org.pl/ i http://www.upr.pl) przysłał mi list z prośbą żebym, jako wiceprezes WiP’u  namówił prezesa Janusza Korwin – Mikke do rezygnacji z kandydowania w wyborach prezydenckich.

Prawdę mówiąc nieco ta prośba mnie zaskoczyła, bo wiceprezesem a nawet członkiem WiP’u nie jestem od kilku dobrych miesięcy i byłem przekonany, że to fakt w tych kręgach powszechnie znany.

Skoro jednak tak nie jest czuję się w obowiązku wyjaśnić, że wystąpiłem z partii WiP. Nie, nie pogniewałem się na nią – przeciwnie – jest tam wiele świetnie przygotowanych, często młodych osób, które znakomicie rokują przyszłości tej organizacji i świetnie radzą sobie beze mnie.

Wiceprezesem WiP’u zostałem wybrany przez aklamację na Konwencie założycielskim tej organizacji 11 XI 2009 r. na wniosek Janusza Korwin – Mikke. Oczywiście mogłem się nie zgodzić, ale się zgodziłem. Jak wiadomo, kiedy okręt wypływa z obcego portu prowadzi go nie kapitan, sternik ani nawigator tylko miejscowy, doświadczony pilot, który zna wszystkie okoliczne rafy, mielizny i zakamarki pogmatwanego czasem portu. Po wyjściu na otwarte morze pilot nie jest już potrzebny a więc wsiada na swoją motorówkę i wraca do portu. W WiP’ie ja byłem takim „pilotem”. Zadanie wykonałem. Nie ukrywam, że wystąpiłem też, dlatego, że organizowane dwa razy w tygodniu spotkania Władz (za pomocą komunikatorów internetowych) były dla mnie fatygujące (przeciągały się do późnych godzin) a ja na głowie mam firmę i po prostu brak mi czasu na takie „rozrywki”. Zresztą JKM, przy całej swojej genialności, ma w zwyczaju roztaczać wokół siebie kompletny chaos organizacyjny,  lubi posługiwać się metodami prowizorycznymi i nie zawsze przemyślanymi, co dla mnie, jako Wielkopolanina (a do tego autentycznego Bambra) z dziada pradziada jest męczące i irytujące.

A więc „siedzi Waszak w Puszczykówku jak Piłsudzki w Sulejówku”. Mam zresztą ważniejsze wybory na głowie – np. wybór odcienia kalabryjskiego marmuru na parapety mojej werandy itp. A WiP? Poradzi sobie świetnie beze mnie – z całego serca mu tego życzę.

Nie mam też zamiaru odwodzić Korwina – Mikke od kandydowania w wyborach. Zresztą i tak mnie nie posłucha – nigdy mnie nie słucha a później… przyznaje mi rację!

JKM i WiP wzięli na siebie herkulesowe zadanie – pozbierać 100 000 podpisów w dwa tygodnie? Potrzeba będzie cudu…

No, cóż cuda się zdarzają…

Przełomu nie będzie. Nigdy!

piątek, 16 kwietnia, 2010

Znany aktor i wielki rosyjski patriota Daniel Olbryski odczytał w telewizorze apel do narodu rosyjskiego o pojednanie z okazji katastrofy w Smoleńsku. Nie jest to pierwszy taki przypadek w naszej historii – już Adam Mickiewicz pisał „Do przyjaciół Moskali” z wiadomym skutkiem.

Media są pełne zachwytów na postawą władz rosyjskich w tych trudnych dniach. Zwłaszcza wychwalają tow. Putina, że zaczął zachowywać się jak człowiek, co ma niby zwiastować jakiś „przełom w stosunkach”.

To rozumowanie naiwne jak obrazki Nikifora Krynickiego. Putin i Rosjanie w sprawach związanych ze Smoleńską Tragedią zachowują się rzeczywiście wzorowo i spolegliwie, ale tylko, dlatego, że oczy całego świata są na nich zwrócone. To dalej są wilki albo raczej wilkołaki, które tylko na ten czas przywdziały owczą skórę, bo liczą, że coś na tym ugrają. Po kilkuset latach doświadczeń z naszym wschodnim sąsiadem szczytem naiwności i głupoty jest wierzyć, że nagle się zmienią lub nastąpi jakiś „przełom”. Nic podobnego! Oni rozumieją tylko język siły. Nie zmienią się nigdy.

Żałosne i żenujące jest to, że takim naiwnymi apelikami zawsze występuje strona polska, czyli pokrzywdzona zaś ruskie – nigdy!

Żenada.

Jak świat światem Polak  Ruskowi nie będzie bratem.

Pomyj już brakowało…

wtorek, 13 kwietnia, 2010

Po tragicznej katastrofie (zamachu?) w Smoleńsku zamilkłem, bo cóż miałem wpisać? Że mi przykro? Że kolosalna strata? Że współczuję? To sprawy dla mnie tak oczywiste, że nie uznałem za stosowne ich artykułować.

Na temat przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu też nie mogę dywagować, bo jej nie znamy i zapewne nie poznamy nigdy.

Dziś media i politykierzy prześcigają się w wychwalaniu zasług i osobowości śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Zresztą zupełnie zasłużenie.

Prawdę mówiąc przyglądam się temu z pewnym obrzydzeniem – te same media i ci sami dziennikarze przez ostatnie pięć lat urządzili nam festiwal opluwania Głowy Państwa. Ich obłuda nie zna granic.

Mam pewną gorzką satysfakcję: ja przez całą kadencję Pana Prezydenta napisałem kilka setek artykułów, felietonów, komentarzy i ANI RAZU nie zaatakowałem w nich ani Prezydenta Najjaśnieszej Rzeczypospolitej, ani jego małżonki chociaż inni obrywali ode mnie równo i sprawiedliwie. Jaki inny dziennikarz może to o sobie powiedzieć? Dziś chodzę po ulicach i patrzę ludziom w oczy. Czy może pozwolić sobie na taki luksus pierwszy kołtun RP – platformers Niesiołowski, albo przyozdobiony wąsikiem a la Ferduś Kiepski marszalek Komorowski, któremu trafiła się scheda po Panu Prezydencie jak ślepej kurze ziarnko?

A przecież w Polsce pomyj już brakowało – tyle ich wylewali na głowę Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki politycy Platformy i służalcze im media.

Cześć ich pamieci!

Nie tylko Katyń…

środa, 7 kwietnia, 2010

Wszelkie media pełne są dziś wspomnień o Katyniu. Nie ma się, co dziwić – wszak dzisiaj siedemdziesiąta rocznica tej bezprecedensowej zbrodni na Narodzie Polskim.

Tym nie mniej dla socjalistów (lewicy) światowej takie bestialstwo to nic szczególnego. Marksiści zaczęli mordować już grubo wcześniej i to na znacznie większą skalę. Prekursorem był oczywiście słynny biseksualny pół-kałamuk, pół-żyd tow. Władimir Ilicz Ulianow znany, jako Lenin. Masowe, kompletnie bezmyślne mordy i eksterminacje zaczęły się w momencie, kiedy on i jemu podobni dorwali się do władzy na skutek przewrotu listopadowego. Lenin długo po świecie nie dreptał – wykitował na syfilis jednak zostawił godnego następcę tow. Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwilii – Osetyńca znanego, jako Stalin. Ten miał więcej czasu i nabrał większego rozmachu: od Łaby do Władywostoku bieleją kości około osiemdziesięciu milionów jego ofiar. Mogło być jeszcze gorzej gdyby do władzy w Rosji dorwał się Lew Dawidowicz Bronstein znany, jako Trocki.

W międzyczasie i w innych krajach lewica dostała się do władzy i z właściwym sobie zapałem zabrała się za masowe mordy: w Niemczech i sporej części Europy mordował wspierany początkowo przez Rosję socjalista narodowy tow. Adolf Hitler, w Hiszpanii socjaliści, kiedy zabrakło zakonników i zakonnic wyciągali z kościołów figury i rozstrzeliwali je do czasu, kiedy generał Franco dał im wreszcie po łapach. Chińczyków wyrzynali komuniści z ekipy Mao Zedonga – ile setek milionów ludzi wymordowali Bóg jeden raczy wiedzieć. W Kambodży Pol Pot – wykształcony na paryskiej Sorbonie socjalista wyrżnął jedną trzecią własnego narodu, komunistyczna Korea północna – podobnie jak Stalin buduje bombę atomową a ludzie padają z głodu jak muchy i gdyby nie pomoc żywnościowa „obrzydliwych kapitalistów” to państewko już by nie istniało.

We współczesnej Europie socjaliści, nawet, gdy dojdą się do władzy, nie mogą zaciągać już ludzi nad masowe mogiły i strzelać im w potylicę, ale starają się jak mogą propagując niczym nieskrępowaną aborcję i antykoncepcję, bo wszak człowieka, który się nie narodzi już zabijać nie potrzeba i można zaoszczędzić na amunicji, łopatach i wynagrodzeniu dla czerwonych oprawców.

Zbrodnia Katyńska jest naszą narodową tragedią – zresztą nie jedyną, niestety. Pamiętajmy jednak, ze takie poczynania są dla lewicy wszelkiej maści regułą a nie wyjątkiem.

Wielka Noc.

czwartek, 1 kwietnia, 2010

Niech Chrystus Tryumfujący Zmartwychwstaniem błogosławi Wam we wszelkich godnych poczynaniach a jego potęga niech pomoże rozgromić wszelkie zło i zwyciężyć siły ciemności.

Spokojnych, radosnych, rodzinnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego

Życzy

 

Mariusz Waszak

Puszczykówko, Wielka Noc 2010

 

P.S.

Święta a więc do wtorku innych wpisów nie będzie.