Archive for sierpień, 2010

Krzyżotłuki i grzybojad.

czwartek, 19 sierpnia, 2010

Interesuje mnie to dzieje się na świecie. A dzieją się rzeczy ciekawe i wraże! Tylko skąd się o nich dowiedzieć? Z gazet? Wolne żarty. Trochę można z serwisów internetowych, ale trzeba wiedzieć gdzie szukać. Jest jeszcze telewizja i jej serwisy informacyjne. No właśnie! Mamy nawet specjalne programy typu „TVP Info”, które, przynajmniej w teorii, winny przekazywać najważniejsze informacje o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie i w innym kosmosie. Czasem oglądam sobie takie „informacje”. Muszę przyznać, że krew mnie zalewa. Wedle reżimowej TV najważniejszą sprawą na świecie były całkowicie głupkowate przepychanki pod krzyżem ustawionym przed Pałacem Namiestnikowskim i od informacji o tej głupawce zaczynały się wszystkie serwisy a relacje z Krakowskiego Przedmieścia zajmowały mniej więcej dwie trzecie czasu takich dzienników, relacji, wywiadów, dyskusji. Kilka dni temu do dziennikarzy uśmiechnęło się szczęście, bo jakiś dzieciak opchał się muchomorów sromotnikowych i to jest hit! Cała Polska zastanawia się, pono, czy przeżyje ten posiłek.

Czy naprawdę Polacy to banda debili, których z wyjątkiem chryi z krzyżem i losu pechowego grzybojada nic innego na świecie nie obchodzi. Bynajmniej.

To celowe działanie z inspiracji Partii Oszustów i ich przydupasów, żeby ludziska nie zauważały podwyżek podatków, rozrostu biurokracji, inflacji, katastrofalnej sytuacji finansów Państwa i kryzysu gospodarczego, który właśnie u nas się zaczyna, a nic na to nie potrafią, a właściwie nie chcą zaradzić, bo za rok wybory a utrzymanie się przy korycie jest najważniejsze – reszta może spłonąć.

A telewizja? Polskiej radzę nie oglądać w ogóle. Z serwisów informacyjnych mamy jeszcze CNN, BBC i uwaga, uwaga – telewizję… rosyjską! Nawet ta ostatnia informuje pełniej o tym, co dzieje się na świecie i jest o całe niebo lepsza niż polska. Cieszę się, że odbieram jej trzy kanały.

A ja? Właśnie dosmaża mi się smalec z pięknymi, złotymi skwarkami. Idę rozlać go do glinianek.

Heil!

Ogień i Woda, czyli w Bogatynii i Rosji

niedziela, 8 sierpnia, 2010

Pożar

Rad jestem wielce, bo w Puszczykówku jest ciepło i pada lekki deszczyk – podleje mi kwiaty, krzaki i inne trawniki. Jeżeli deszczyk zamieni się w nawałnicę też się specjalnie i przejmę – tutejsze piachy wchłoną każdą ilość deszczówki i nic mi grozi.

Gorzej mieli, dzisiejszej nocy, mieszkańcy Bogatyni i sąsiednich miejscowości – im po gwałtownych ulewach schodząca z gór woda zalała pół miasta a wiele rodzin straciło domy wraz z całym dobytkiem. Niestety, w tym roku to nie pierwszyzna, bo powodzie przepłukują nam kraj od kilku miesięcy.

Ludzie, których dobytek popłynął sobie do Bałtyku gwałtownie domagają się od rządu i samorządu szczególnej pomocy. Zwłaszcza materialnej. Niektórzy kiwają głowami – no tak, nieszczęście trzeba im pomóc. Czyżby? Proszę sobie wyobrazić, że nagle spłonął mój dom. Do szczętu i z całym dobytkiem. Czy będę mógł liczyć na jakąś specjalną pomoc od Rządu i Samorządu? Ależ skąd! Będę musiał sobie sam poradzić. I poradzę sobie bez wyciągania pazernej łapy po pieniądze podatników. A czy moje nieszczęście będzie się różniło od nieszczęścia każdego z powodzian? A więc apeluję – powodzianom każdy może pomóc i pomoc zostanie przyjęta z wdzięcznością, ale niech to robią ludzie dobrowolnie z własnych zasobów a nie łupienia podatników – ci i tak będą obciążeni odbudową infrastruktury komunalnej.

Na odwrót jest w Sowietach (tzw. Rosji) tam w okolicach Moskwy fajczą się tysiące hektarów lasów zaś same miasto jest systematycznie podwędzane i przy odrobinie szczęścia spłonie na amen. Jednak tutaj w dużej części wina leży po stronie ludzi – płonące lasy to właściwie plantacja sosen i świerków a nie naturalne kompleksy przyrodnicze – żywiczne drzewa płoną jak pochodnie a po pożarze pozostaje na ich miejscu martwe pogorzelisko. Mądrze robią polscy leśnicy usuwając nadmiar sosen z naszych lasów i przywracając różnorodność drzew, krzewów i poszycia. Takie lasy są o wiele odporniejsze na ogień, choroby i inne szkodniki. Wolny Rynek dobrze nam służy nawet w lasach.

Sezon ogórkowy – stu procentowy!

sobota, 7 sierpnia, 2010

Pimpuś

Pimpuś i ogórki.

I to dosłownie a nie byle przerwa wakacyjna w teatrach.

Mam te ogórki wszędzie i we wszystkich możliwych kombinacjach – kiszone w kamionce, małosolne w drugiej, kiszone w słoikach wecka, konserwowane w occie, korniszony i pełną michę mizerii w tłustej śmietanie. Dobrze, że zupy ogórkowej dziś nie miałem!

Tak to jest, kiedy ma się za żonę Pimpusia – utytułowaną absolwentkę poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego – wszystko rośnie jak głupie – w przeciwnym razie Pimpuś umarłby ze wstydu. Do tego puszczykowski klimat, otulina WPN i piękne lato też robią swoje.

Na szczęście nie tylko ogórki i inne się udają.

Pięknie kwitną malwy, nasturcje, lilie i inne mieczyki. Przy odrobinie szczęścia do przyszłego roku nowy płot będzie wyglądał jak pozostałe – stanie się ścianą zieleni o ile kejtry[1] sąsiada go nie zmaltretują.

Jest tu jak w raju. Nie ruszę się stąd.

A jak ktoś mi wlezie…. mam siekierę. Nie jedną!

Lilia

Lilia


[1] Pies – w gwarze poznańskiej.

Nawet mnie zadziwili!

sobota, 7 sierpnia, 2010

To, że PO ani przez chwilę nie myślała spełniać swoich obietnic wyborczych nie jest dla mnie zaskoczeniem – wiem skąd wywodzą się ludzie, którzy ją tworzą i jestem o nich jak najgorszego zdania.

Natomiast trzeba przyznać, że zadziwili nawet mnie robiąc rzeczy dokładnie odwrotne od wszelkich wcześniejszych deklaracji. Pamiętam jeden z ich sztandarowych pomysłów dotyczących stawek podatkowych – słynny „3×15” czyli 15% VAT, 15%PIT i 15%CIT. Dziś ludzie, którzy to mówili podwyższają nam podatek VAT i wprowadzają nowe. Pewnie doradza im profesor zagadnień ekonomicznych marksizmu i leninizmu tow. Balcerowicz. On również będąc ministrem finansów gadał na okrągło, że podatki trzeba obniżać i upraszczać a przez cały czas podnosił je i komplikował. Przedtem jednak zlikwidował „nawis inflacyjny” czyli pozbawił miliony ludzi oszczędności całego ich życia.

Rządzą nami już nie idioci ale raczej bezwzględni gangsterzy.

(Rząd PiS’u zlikwidował podatek od spadków i darowizn, a kiedy zaczęła drożeć ropa obniżył akcyzę na paliwa żeby nie uderzyć kierowców po kieszeni)

Natomiast zupełnym ewenementem jest to, że PO od początku swoich rządów zatrudniła sto tysięcy nowych urzędasów. !00 000 czyli tyle ile liczą całe polskie Siły Zbrojne!!!!! W związku z tym musi nas łupić ile wlezie żeby utrzymać tą armię bezproduktywnych pasożytów i ich biura, komputery etc.

Chyba faktycznie wyborcom PO należałoby podrąbywać ręce.

A teraz z innej beczki:

Dziś święto Bambrów (Bawarów poznańskich) – pierwsza ich grupa przybyła do Poznania dwieście dziewięćdziesiąt jeden lat temu z Bambergu. Wspominam o tym bo i ja się z nich wywodzę i jestem z tego dumny!

LUKSUS ZA DARMO, CZY KOSZTOWNY… SYF?

środa, 4 sierpnia, 2010
Wielkopolska

Jezioro

Muszę przyznać, że od lat nie jeżdżę nad morze, zwłaszcza w „sezonie”. To makabryczne miejsca. Tłok, smród starych frytur we wszechobecnych „smażalniach”, kakofonia dźwięków z najrozmaitszych knajpek, sklepików, piwiarni lub po prostu ulicznych i plażowych głośników mnie wypłasza. Wstręt budzą nachalni straganiarze oferujący nieprawdopodobną tandetę przydatną niby na plaży lub budzące grozę „pamiątki” z makabrycznego pobytu na „wczasach”. Jeżeli dodamy do tego kłopoty z parkowaniem samochodu, odpychające kampingi i na ogół tłumy liżących lody lub żłopiących piwsko z plastikowych kubków wczasowiczów doprawione zgrają, ryczących jak potępieńcy, bachorów to pobyt w takich miejscach przypomina długotrwałe ćwiczenia masochistyczne dobre dla nieszczęśników, którym sprzykrzyło się życie na tym świecie. O cenach i konieczności płacenia niemal za wszystko nawet nie wspominam.

I po mam się męczyć, stresować, denerwować? Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy tam „wypoczywają”.

Niespełna sto kilometrów od mojego domu mam Pojezierza Wielkopolskie i Sierakowsko – Międzychodzkie. Łatwo i wygodnie tam dojechać. Setki jezior! Właśnie wróciłem znad jednego z nich. Bezpłatny, świetnie utrzymany parking nie dalej niż sto metrów od bezpłatnej, czyściutkiej plaży. Krystalicznie czysta woda, świetny pomost – molo, piaszczyste dno kąpieliska. Obok znakomicie utrzymane pole namiotowe (bezpłatne) z węzłami sanitarnymi (bezpłatnymi), boiska do siatkówki plażowej i badmintona (bezpłatnymi – rzecz jasna!). Cisza i absolutny spokój. Pomimo weekendu na polu namiotowym był tylko jeden namiot – mieliśmy ponad trzystu (!!) hektarowe jezioro praktycznie tylko dla siebie. Nadmieniam, że w tych okolicach taki jezior jest ponad sto, a większość z nich połączona oznakowanymi drogami rowerowymi. O cenach nawet nie wspominam – na codzienne utrzymanie wydamy tu mniej niż u siebie w domu. Pływać, żeglować, łowić ryby, wędrować można w komfortowych warunkach ile dusza zapragnie i praktycznie za darmo. Zupełnie nie rozumiem ludzi siedzących za ciężkie pieniądze w cuchnących, hałaśliwych kurortach, podczas gdy pod nosem mają takie cudeńka! Chyba wynika to z niewiedzy – bo z czegóż innego? Polecam wszystkim nasze pojezierza (z wyjątkiem tłocznych i przereklamowanych Mazur).

Naprawdę warto!