Przedwczoraj niechętnie opuszczałem klimatyzowane wnętrze samochodu i przyglądałem się ze współczuciem jak męczyli się panowie przy budowie podmurówce mojego nowego płotu (jak do wybiegu dla tyranozaura) a dziś dobry Pan Bóg, zapewne z troski, aby te tony betonu związały solidnie i powoli, zafundował nam coś w rodzaju potopu. Nieszczególnie się tym martwię, bo panowie od płotu chcieli pracować i dziś, co okazało się niemożliwe a na dzień odpoczynku uczciwie sobie zasłużyli; ogród, któremu zaczynała doskwierać już susza zostanie solidnie podlany zaś żadnych, podtopień się nie boję – słynne puszczykowskie piachy wchłoną z apetytem każdą ilość deszczówki.
W sumie jest fajnie!
Oczywiście rolnicy, sadownicy i ogrodnicy będą skowyczeć. Ale oni, ku mojej irytacji, skowyczą zawsze. Mają stały repertuar: Oj, oj, oj – jak my biedne, bo pogoda była piękna i plony będą wyborne a to dla nas nieszczęście, bo ceny spadną i nawet na koszty nie zarobimy! Albo: Oj, oj, oj pogoda była fatalna i plony liche i nawet na koszty nie zarobimy!
Co roku to samo. Ciekawe – skoro podobno rokrocznie więcej w uprawy wkładają niż na nich zarabiają to muszą albo mieć nieprzebrane zapasy gotówki albo łżą jak psy. (Pardon – jak ludzie – psy przecież nie łżą.) Gdyby była to prawda większość rolników rzuciłaby w diabły taki interes i zajęła bardziej intratną profesją.
Natomiast my – naiwniacy ratujemy „biednych rolników” dotacjami, KRUS’ami, fiskusami, dopłatami i Bóg jeden wie, czym jeszcze. I to kosztem uczciwie pracujących ludzi!
A tu trzeba dać im po pazernych łapach harapem z bykowca i powiedzieć jak każdemu innemu przedsiębiorcy: radź sobie sam a nie wyciągaj rąk po nie swoje. Jak bankrutuje szewc albo inny lakiernik państwo mu nie pomaga ani go nie ratuje. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego z rolnikiem ma być inaczej.
Wychowaliśmy na własnym łonie kolejną klasę pasożytniczą…