Mój śp. Dziadek Franciszek Waszak był żołnierzem zawodowym i to nie byle jakim.
Brał czynny udział w I Wojnie Światowej, Powstaniu Wielkopolskim i wojnie polsko – bolszewickiej.
Przed wybuchem II Wojny Światowej został dowódcą strażnicy KOP (Korpus Ochrony Pogranicza) w miejscowości Łóżka (dzisiejsza Białoruś).
Po napaści Związku Radzieckiego na Polskę (17 września 1939) rozpuścił swoich żołnierzy, a sam próbował przedostać się do Finlandii. Niestety nie udała mu się ta sztuka.
Na szczęście, w czasie służby w KOP’ie dobrze poznał metody działania radzieckich, komunistycznych dywersantów (niemal wyłącznie żydów) i wiedział, czego można się po nich spodziewać. Postarał się o cywilne ubranie a dokumenty wojskowe wyrzucił. I to ocaliło mu życie – kiedy schwytali go sowieci znaleźli przy nim jeno cywilne dokumenty i nie skojarzyli, że jakiś człowiek z poznańskiego mógł być oficerem Korpusu Ochrony Pogranicza, a ci wszyscy zostali wymordowani w Katyniu. Dziadek cudem tego uniknął.
Jednak sowieci go uwięzili i osadzili w łagrze na półwyspie Kolskim. W nieludzkich warunkach – zamarła z wycieńczenia i na czerwonkę blisko połowa jego współwięźniów.
Kiedy gen. Władysławowi Andersowi pozwolono wyprowadzić część polskich żołnierzy, którzy siedzieli w radzieckich kazamatach Dziadkowi udało mu się do nich dołączyć.
I tym sposobem, w 1943 roku mój Dziadek znalazł się w Palestynie gdzie generał Anders formował II Korpus Wojska Polskiego. Jako doświadczony żołnierz zawodowy został przyjęty z otwartymi ramionami i do konfidencji gen. Władysławem Andersem był dopuszczony – mówili sobie na „Ty”.
Potem przeszedł cały szlak bojowy z II Korpusem Wojska Polskiego. Brał udział m.in. bitwie pod Tobrukiem i Monte Cassino, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych i innymi odznaczeniami.
Po wojnie wrócił do Poznania gdzie zmarł w roku 1969 kiedy ja byłem w III klasie szkoły podstawowej.
Wielokrotnie, już po jego śmierci, jego syn, a mój Ojciec Henryk Waszak wspominał, że Dziadek przywiózł z Palestyny złoty pierścień z krzyżem jerozolimskim, który niestety gdzieś zaginął. Wspominano go często i z pewnym, żalem. Cóż… z takim wspomnieniem byłem wychowany i zupełnie pogodzony. Jednak niezbadane są Wyroki Boże…
W ubiegłym roku przychodzę z wizytą do Mojej Mamy i dowiaduję się, że moja Siostra pomagając jej w porządkach znalazła miniaturową sakiewkę zapodzianą gdzieś wśród porcelanowych precjozów. Kiedy przyszedłem powiedziała mi: O! To dla ciebie. Genia (siostra mojego Ojca, która zmarła w tym roku) zostawiła to dla Ciebie już kilka lat temu.
Nie miałem pojęcia, co to do chwili kiedy rozsupłałem sznureczek i wysypałem na dłoń… złoty krzyżyk jerozolimski i gruby, czarny onyks!! Oko pierścienia! Odjęło mi mowę! To „zaginiony” ponad pół wieku temu pierścień, a w właściwie jego „serce”!
Od razu wiedziałem dlaczego w takiej formie. Skąd niby żołnierz, który cudem uszedł z życiem z sowieckiego piekła miałby mieć pieniądze na złoty pierścień? Ale złoty krzyżyk i kamień jednak jakoś zdobył. Zapewne chciał zrobić pierścień w przyszłości, ale nie zdążył. Przeleżał dziesięciolecia w domu jego córki, która ofiarowała go dla mnie za pośrednictwem mojej Mamy, która o nim zapomniała i leżał, przez lata, ukryty w witrynce na cenną porcelaną, na którą patrzyłem co dnia. Aż nadszedł dzień, w którym pierścień chciał być znaleziony (Tolkien się kłania) i trafił do moich rąk.
Nie ukrywam, że miałem zagwozdkę z godnym oprawieniem tego krzyża i kamienia – trudno dziś znaleźć starego, praktykującego złotnika, który potrafi jeszcze wykuć z litego złota (18 k.) stosowną oprawę. Znalazłem takiego. Gorzej było z onyksem, czyli kamieniem do którego przytwierdzony jest krzyż. W tym celu kamień należy przewiercić. Niby nic szczególnego – dziś robi to się laserem – żaden problem. Niestety, nie w tym wypadku. Ze względu na grubość kamienia i jego unikalność bali się zaryzykować. Zebrało się trzech (sic!) starych mistrzów i wspólnymi siłami podołali temu zadaniu.
Dziś ten pierścień zdobi moją dłoń. Nieczęsto go noszę, ale zawsze z dumą i wielką satysfakcją.

Czy ma jakieś nadzwyczajne właściwości? Nie zauważyłem.
Ale kto wie… Był z moim Dziadkiem m.in.w bitwach pod Tobrukiem i Monte Cassino.A ze mną był w Hypogeum, megalitycznych budowlach na Malcie i Gozo, w miejscu wojen peloponeskich, Bambergu, Norymberdze, Pantokratosie na Kerkirze, twierdzy Krzyżowców Valletta, miejscu pochówku pierwszych polskich królów na poznańskim Ostrowie Tumskim, w Budapeszcie przy grobach pierwszych królów węgierskich, był na szlakach argonautów i Odyseusza etc, etc. Może moc jego dopiero się objawi…?
P.S.
Proszę przeczytać sobie trochę o jego symbolice – znajdziecie to pod hasłem: „Krzyż Jerozolimski”. Bardzo ciekawa!
P.S. I
A w Puszczykowie? Przebiśniegi i krokusy kwitną. Tulipany i lilie wychodzą z ziemi, ptaki o świtaniu koncertują wiosennie, a wiewiórki uganiają się jak potłuczone…