Posts Tagged ‘Media’

Produkcja bezrobotnych… wykształciuchów.

poniedziałek, 21 lutego, 2011

Przewodnim motywem dzisiejszych wiadomości jest fakt, że pono absolwenci wyższych uczelni, czyli ludzie z „wyższym wykształceniem” mają kłopoty ze znalezieniem pracy.

Muszę przyznać, że nie dziwię się wcale, bo cóż to za „wyższe wykształcenie”? Jakie kierunki wybierają przyszli… bezrobotni?  Np. „Administrację i zarządzanie” widziałem skrypty studentów tej uczelni – poziom żałosny. Zaś mojej znajomej studiującej na takiej uczelni (notabene w warszawie) pracę licencjacką napisałem w jeden wieczór – została wyróżniona. Np. „Europeistykę” – już sama nazwa takiego kierunku wzbudza śmiech. Po takich studiach można, co najwyżej zostać urzędasem, bo tacy nie muszą nic potrafić poza braniem łapówek i lekturą tytułów w „wyborczej”. Bawią mnie ci, którzy wybierają „Socjologię” lub nawet „Socjologię społeczną” – takie nauki nie istnieją, ale kierunki studiów tak! Ludzie, którzy mają kłopoty ze sobą wybierają „Psychologię” i potem my mamy kłopot z nimi.

Co ciekawe nie mają kłopotów z zatrudnieniem absolwenci prawdziwych Wyższych Uczelni – politechnik, uniwersytetów przyrodniczych, medycznych etc. – to zrozumiałe – tam ich czegoś naprawdę nauczono i nie trafią do grona wykształciuchów.

Przed lat obserwowałem z bliska jak powstają dwie wielkie dynamiczne, polski sieci handlowe, które odniosły wielki sukces na międzynarodową skalę. Wśród ludzi, którzy je wymyślili, stworzyli i zarządzali niemal nie było ludzi z wyższym wykształceniem. Mało tego! Nie wszyscy mieli maturę…

„Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z Ciebie milionera”.

A w Puszczykówku?

Słońce wprawdzie pięknie świeci, ale skrzypiący mróz chwycił i trzyma! Jednak pewnie wiosna tuż, bo kot znika na całe noce (że też sobie ogona nie odmrozi?) zaś moja Małżonka zaczyna rozglądać się ze cebulkami, kłączami i innymi botanicznościami.

I dobrze – dość już tej zimy. Może sporządzę sobie Marzannę z twarzą posłanki Senyszyn i utopią ją w Warcie? A może ktoś zrobi przysługą światu i utopi oryginał w szambie, żeby rzeki nie zanieczyścić?

Puszczykowo ogród

Świt

Krzyżotłuki i grzybojad.

czwartek, 19 sierpnia, 2010

Interesuje mnie to dzieje się na świecie. A dzieją się rzeczy ciekawe i wraże! Tylko skąd się o nich dowiedzieć? Z gazet? Wolne żarty. Trochę można z serwisów internetowych, ale trzeba wiedzieć gdzie szukać. Jest jeszcze telewizja i jej serwisy informacyjne. No właśnie! Mamy nawet specjalne programy typu „TVP Info”, które, przynajmniej w teorii, winny przekazywać najważniejsze informacje o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie i w innym kosmosie. Czasem oglądam sobie takie „informacje”. Muszę przyznać, że krew mnie zalewa. Wedle reżimowej TV najważniejszą sprawą na świecie były całkowicie głupkowate przepychanki pod krzyżem ustawionym przed Pałacem Namiestnikowskim i od informacji o tej głupawce zaczynały się wszystkie serwisy a relacje z Krakowskiego Przedmieścia zajmowały mniej więcej dwie trzecie czasu takich dzienników, relacji, wywiadów, dyskusji. Kilka dni temu do dziennikarzy uśmiechnęło się szczęście, bo jakiś dzieciak opchał się muchomorów sromotnikowych i to jest hit! Cała Polska zastanawia się, pono, czy przeżyje ten posiłek.

Czy naprawdę Polacy to banda debili, których z wyjątkiem chryi z krzyżem i losu pechowego grzybojada nic innego na świecie nie obchodzi. Bynajmniej.

To celowe działanie z inspiracji Partii Oszustów i ich przydupasów, żeby ludziska nie zauważały podwyżek podatków, rozrostu biurokracji, inflacji, katastrofalnej sytuacji finansów Państwa i kryzysu gospodarczego, który właśnie u nas się zaczyna, a nic na to nie potrafią, a właściwie nie chcą zaradzić, bo za rok wybory a utrzymanie się przy korycie jest najważniejsze – reszta może spłonąć.

A telewizja? Polskiej radzę nie oglądać w ogóle. Z serwisów informacyjnych mamy jeszcze CNN, BBC i uwaga, uwaga – telewizję… rosyjską! Nawet ta ostatnia informuje pełniej o tym, co dzieje się na świecie i jest o całe niebo lepsza niż polska. Cieszę się, że odbieram jej trzy kanały.

A ja? Właśnie dosmaża mi się smalec z pięknymi, złotymi skwarkami. Idę rozlać go do glinianek.

Heil!

Popukałem się w czoło…

piątek, 14 maja, 2010

Właśnie zaczęły przeciekać do mediów informację, że CBA pracując nad „aferą hazardową” natrafiło przy okazji na największą aferę korupcyjną w historii Polski. Chodzi o masową korupcję wśród sędziów Sądu Najwyższego. A sprawa rzeczywiście musi być gruba, bo uzyskała klauzulę najwyższej tajności – ergo – raczej nigdy, niczego się nie dowiemy.

Dziennikarze nie kryją zdumienia (albo takie zdumienie tylko udają), bo dotychczas sędziowie SN byli niby jak żona Cezara – poza podejrzeniami.

Natomiast dla mnie to „oczywista oczywistość”. Każdy, kto, choćby trochę, sprawą się interesuje i ma rozumku nieco więcej niż Gąska Balbinka nie może nie zauważyć osobliwego orzecznictwa, które czasem zapada w naszych (?) sądach wszelkich instancji. Trudo oprzeć się wrażeniu, że wśród sędziów odsetek osób niepoczytalnych jest większy niż w reszcie populacji lub sądy rządzą się jakimiś nieznanymi regułami. Dlaczego w SN miałoby być inaczej?

Pamiętacie panią Piwnik? Tę od afery FOZZ? W nagrodę za „jedynie słuszne” poprowadzenie tego procesu dostała nawet do zabawy fotel Ministra Sprawiedliwości.

Znam przypadek bardzo majętnego człowieka, który strzelał z karabinu do swojego krewniaka siedzącego w samochodzie z zamiarem uśmiercenia go. Nie trafił na szczęście. Zwinęli go antyterroryści. W więzieniu przesiedział… trzy miesiące. Nawet pozwolenia na broń mu nie zabrali!

Albo inna sprawa: jedna z większych procesów lat dziewięćdziesiątych. Chodzi o gigantyczny przekręt finansowy. Sąd ogłasza wyrok. Skazani pozostają na Sali zaś sąd udaje się na „dłuższą naradę” wraca na salę i zmienia werdykt na korzyść oskarżonych.

A w więzieniach trafiają się ludzie, którzy jechali rowerem po piwku. (Rower skonfiskowano jako narzędzie zbrodni).

I to sądy wyższych instancji. O niektórych wyrokach Trybunału Konstytucyjnego nawet nie wspominam, choć capią na wiorstę politycznym zamówieniem.

Natomiast to, co dzieje się w sądach w małych miastach powiatowych woła o pomstę do nieba. Takim wymiarem „sprawiedliwości” rządzi na ogół prowincjonalna kamaryla sędziów, prokuratorów i adwokatów ferujących wyroki według własnego widzimisię czasem pod dyktando miejscowych polityków lub biznesmenów (na ogół czerwonych lub POpaprańców).

Dlatego kiedy jeden z kandydatów na prezydenta RP napisał w programie, że trzeba „zwiększyć rolę sędziów” popukałem się w czoło…

 

Przełomu nie będzie. Nigdy!

piątek, 16 kwietnia, 2010

Znany aktor i wielki rosyjski patriota Daniel Olbryski odczytał w telewizorze apel do narodu rosyjskiego o pojednanie z okazji katastrofy w Smoleńsku. Nie jest to pierwszy taki przypadek w naszej historii – już Adam Mickiewicz pisał „Do przyjaciół Moskali” z wiadomym skutkiem.

Media są pełne zachwytów na postawą władz rosyjskich w tych trudnych dniach. Zwłaszcza wychwalają tow. Putina, że zaczął zachowywać się jak człowiek, co ma niby zwiastować jakiś „przełom w stosunkach”.

To rozumowanie naiwne jak obrazki Nikifora Krynickiego. Putin i Rosjanie w sprawach związanych ze Smoleńską Tragedią zachowują się rzeczywiście wzorowo i spolegliwie, ale tylko, dlatego, że oczy całego świata są na nich zwrócone. To dalej są wilki albo raczej wilkołaki, które tylko na ten czas przywdziały owczą skórę, bo liczą, że coś na tym ugrają. Po kilkuset latach doświadczeń z naszym wschodnim sąsiadem szczytem naiwności i głupoty jest wierzyć, że nagle się zmienią lub nastąpi jakiś „przełom”. Nic podobnego! Oni rozumieją tylko język siły. Nie zmienią się nigdy.

Żałosne i żenujące jest to, że takim naiwnymi apelikami zawsze występuje strona polska, czyli pokrzywdzona zaś ruskie – nigdy!

Żenada.

Jak świat światem Polak  Ruskowi nie będzie bratem.

Mała rzecz a cieszy!

wtorek, 8 grudnia, 2009

Jeżeli jakiś socjopata lub osoba ociężała na umyśle, (bo zakładam, że tylko takich to dotyczy) ma ochotę udać się do punktu sprzedaży prasy i zaopatrzyć się w dziennik „Trybuna” to od wczoraj taka sztuka im się nie uda. Niesławnej historii a treści obrzydliwej gadzinówka wylądowała na śmietniku historii gdzie zawsze było jej miejsce.

Ludzi ceniący sobie Wolność są radzi – o jedną czerwoną szmatę mniej. To oczywiście prawda, ale nie ma większego znaczeni; „Trybuny” z wyjątkiem nawiedzonych oszołomów nie czytał już praktycznie nikt a jej sprzedawany nakład to właściwie nakładzik – udawało im się znaleźć frajerów ledwie na dwadzieścia procent tego, co drukowali. Gazeta nie miała już żadnego znaczenia.

Niestety są inne – o wiele gorsze. Nie mam na myśli pisemek dla lewicowych obszczymurków typu „Nie”, bo to jak sądzę wkrótce pójdzie w ślady „Trybuny”.

Chciałbym (i w końcu się doczekam), żeby los „Trybuny” podzieliła „Gazeta wybiórcza” i „Polityczka” – pisemka dla wykształciuchów – grabieżców żyjących z pieniędzy podatnika, które mówią im, co i jak mają myśleć.

Mam nadzieję, że tego doczekam – nakład, przynajmniej tej pierwszej, spada katastrofalnie.

Mała rzecz a cieszy!

Nuda TV.

wtorek, 1 grudnia, 2009

Odkąd sięgam pamięcią w domu był telewizor. To rzadkość wśród ludzi mojego rocznika. Za PRL’u w tym telewizorze był jeden program i to zaledwie przez kilka godzin dziennie. Rzecz jasna był denny i nie warto było go oglądać. Potem pojawił się drugi program a czas trwania obu przedłużono do kilkunastu godzin na dobę. Niestety dalej był denny i nie warto było tracić dlań czasu.

Dziś mam telewizję cyfrową. Ile odbieram programów? Nie mam pojęcia. Niemal wszystkie trwają 24 h na dobę są stereo i w kolorze. I dalej nie ma tam niemal nic do oglądania! Są kiczowate, bardzo podobne do siebie i śmiertelnie nudne. Kiedy wyłączę dźwięk a na ekranie nie żadnych napisów nie mam pojęcia czy oglądam program emitowany z Madrytu, Berlina, Rzymu czy Warszawy. Globalizacja czyni świat śmiertelnie nudnym!

Jedynymi kwiatuszkami na tym rynku są stacje południowokoreańska i… rosyjskie. Koreańska, bo azjatycka, egzotyczna i trochę dla nas „śmiszna”; zaś rosyjskie, bo choć siermiężne i cudaczne to jednak inne niż cała reszta. Niestety Rosjanie usiłują intensywnie doszlusować do całej reszty i nachalnie wprowadzają różne „europejskości”. Obawiam się, że wkrótce im się to uda a wtedy będzie jeszcze nudniej…