Archive for maj, 2010

Dziś tylko weekendowo – powodziowo…

sobota, 29 maja, 2010

Dziś tylko kilka zdjęć.

Jak widać Warta w Puszczykówku pomimo ostrzeżeń nie wygląda groźnie. Pamiętam z dzieciństwa wyższe jej stany. Dziś przechodzi fala kulminacyjna – nawet nieźle to wygląda. Mogłaby taka pozostać.

Może być „wesoło”…

czwartek, 27 maja, 2010

Wystarczył jeden słoneczny ciepły dzień, aby mój ogród eksplodował zielenią. Jest bujna, soczysta, tłusta niemal. To zrozumiałe – zrobiło się cieplej, słonecznie, a brzemienna wodą Warta podniosła pozom wód gruntowych jak rzadko, kiedy i rośliny mogą pić do woli.

No, właśnie – wody gruntowe. W latach sześćdziesiątych ubiegłe stulecia było w Puszczykowie kilka stawów. Mieszkały w nich kumkające żaby zapełniające stawy skrzekiem i kijankami, pijawki a nawet małe karasie i zaskrońce. Z biegiem czasu poziom wód gruntowych upadł a w ich miejscu wybudowano domy. Nie, nie podnoszono poziomu gruntu, nie wykonywano żadnych nasypów – domy pobudowano po prostu w miejscu stawów. Znam, co najmniej, trzy takie miejsca. Ich właściciele będą mieli się z pyszna, jeżeli poziom wód wróci do stanu z tamtych lat. Chyba, że planują hodowlę żab w piwnicy dla celów kulinarnych.

Jeszcze śmieszniej może być w pobliskim Luboniu. Tam nowoczesną biologiczno – chemiczną oczyszczalnię ścieków wybudowano na czymś w rodzaju… polderu! Były to tereny zalewane wodą corocznie! Otoczyli ją wprawdzie czymś w rodzaju wału, ale jak przyjdzie woda taka jak w ubiegłym wieku – szkoda gadać. Już w czasie budowy zachodziłem w głowę, co za idiota wpadł na TAKĄ lokalizację.

Taką piękną powódź zmarnują!

wtorek, 25 maja, 2010

Straszna rzecz taka powódź! Tysiące domów, gospodarstw zalanych czasem kompletnie zniszczonych. Zniszczone sprzęty, maszyny, samochody, infrastruktura, potopione zwierzęta domowe. Suma osobistych tragedii i zniszczeń jest porażająca. Ilość środków, materiałów i pracy, którą trzeba będzie włożyć w naprawę tych szkód astronomiczna. Skąd wziąć na to środki?

Wbrew pozorom katastrofalną powódź można łatwo przekuć w boom gospodarczy i dzięki niej wykonać cywilizacyjny skok do przodu trudny w innych okolicznościach. W jaki sposób? Zostawić ludziom pieniądze i wolność. Taka powódź to rzadko spotykany pretekst – żal go zmarnować! Mamy monstrualny przerost biurokracji i urzędasów – zwolnić siedemdziesiąt procent z nich! Za pensję przeżeraną przez takiego pasożyta można z powodzeniem odnowić jedno zalane gospodarstwo domowe!

Zmniejszyć o osiemdziesiąt procent ilość samochodów służbowych, którymi wożą spasione dupska urzędnicy państwowi wszelkich szczebli – jaka oszczędność!

Obniżyć podatki PIT, VAT i CIT i akcyzę na paliwa. O połowę, co najmniej. Dzięki temu ludzie będą mieli więcej pieniędzy na odbudowę swoich gospodarstw zaś materiały budowlane i inne produkty będą tańsze.

Obniżyć podatki od nieruchomości – spadną koszty wynajmu lokali.

Usunąć dziewięćdziesiąt procent ustaw „regulujących” życie gospodarcze – będzie łatwo budować, remontować, inwestować.

Zlikwidować ZUS. Potaniej o połowę praca, zmniejszy się skokowo bezrobocie a ludziom będzie można więcej płacić.

Tylko w tej chwili można to przeprowadzić – Sejm i Senat się zgodzą, bo „klęska” a okupant, czyli UE też przymknie oko, bo „sytuacja nadzwyczajna”.

A co robi „nasz” rząd? Planuje podatki… podwyższyć! Co prawda jeno najbogatszym, ale oni przerzucą to na swoje produkty i usługi i zapłacą za wszystko powodzianie. Każdy podatek jest przenaszalny – to oczywiste jak 2+2=4 Niestety rządzą nami kretyni…

Kaczka, wulkan i ptasie módżczki.

poniedziałek, 17 maja, 2010

Fuj! Co za pogoda! Pad i pada a zimno, jak diabli. A kiedy mam skosić trawnik? Hę?

Trawnik to pół biedy gorzej mają mieszkańcy południowej Polski, którym domostwa zalewa a ich pola i ogrody nadają się, co najwyżej do uprawy ryżu.

Co ciekawe – kiedy mamy pogodę taką jak teraz kretyni od „łocieplenia klimata” gdzieś przepadają. Podobnie było ostatniej, srogiej zimy. Gdzieś przepadli. Ale nie ma się, co łudzić – kiedy zrobi się cieplej wypełzną jak szczury z kanalizacji i zaczną opowiadać swoje brednie i zatruwać życie normalnym ludziom. Ciekaw jestem czy ukarzą Islandię za wybuch wulkanu, który emituje dziennie do atmosfery więcej „gazów cieplarnianych” niż… reszta świata – sic! A może to wulkan „ekologiczny”, bo uziemił całą masę samolotów, które nie mają ochoty fruwać w jego wyziewach. Myślę, że ekogłupole, powinni raczej się martwić, bo kiedy linie lotnicze nie latają to nie zarabiają – ergo – nie płacą podatków a wszak ekopasożyci jeno z podatków i haraczy żyją, bo, z czego innego niby?

Jednak hitem ostatnich dnie jest kaczka krzyżówka, która wysiaduje jajka trasie budowy autostrady A1. Ekokretyni nakazali wstrzymać jej budowę do czasu wyklucia pisklaków, co będzie kosztowało inwestora ok. czterdziestu milionów Euro. Szkoda, że inwestor nie zwrócił się do mnie – sprawę rozwiązałbym w jeden z dwóch sposobów. 1. Jeżeli kaczka jest młoda upiekłbym ją z jabłkami i pożarł z modrą kapustą. 2. Jeżeli jest stara wykrwawiłbym do słoika z odrobiną octu, na mięsie i podrobach ugotował wywar i zrobił czerninę. Pycha! Kości tak czy owak dostałby się mojemu psu i wszyscy byliby zadowoleni. Z wyjątkiem ptaka i ekologów o ptasich rozumkach…

Dziś się obijam!

niedziela, 16 maja, 2010

 

Ufff! Niedziela! Nareszcie! Niedzielna praca w g…. się obraca jak mówi stare, mądre przysłowie. Będę się, więc obijał na chwałę Pana i to zasłużenie bom zmachany jak rzadko.

Nie mogłem dopuścić żeby najnowszy model Mazdy, jakim porusza się Pimpuś, czyli moja małżonka mieszkał w garażu, który pędzla nie widział od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Elewacja wprawdzie pięknie odnowiona w ubiegłym roku, ale reszta – szkoda gadać! A to spory garaż – wolnostojący, połączony z warsztatem Myślałem, że zrobię kilka wyprawek, wezmę wałek dobrą farbę i będzie po sprawie.

Myliłem się. Dziesiątki kilogramów tynku, mas wyrównujących, szpachli akrylowej, preparatów gruntujących i z osiem rodzajów farby wchłaniają te ściany a końca nie widać.

Praca, która jak sądziłem, zabierze mi tydzień przeciągnie się do końca miesiąca. Ale efekty już widać. Warto się pomęczyć tym bardziej, że lubię sobie pomajsterkować, a i trochę gimnastyki dobrze mi zrobi

Ale zmachany jestem śmiertelnie i idę leżeć do góry brzuszyskiem… Heil!

Popukałem się w czoło…

piątek, 14 maja, 2010

Właśnie zaczęły przeciekać do mediów informację, że CBA pracując nad „aferą hazardową” natrafiło przy okazji na największą aferę korupcyjną w historii Polski. Chodzi o masową korupcję wśród sędziów Sądu Najwyższego. A sprawa rzeczywiście musi być gruba, bo uzyskała klauzulę najwyższej tajności – ergo – raczej nigdy, niczego się nie dowiemy.

Dziennikarze nie kryją zdumienia (albo takie zdumienie tylko udają), bo dotychczas sędziowie SN byli niby jak żona Cezara – poza podejrzeniami.

Natomiast dla mnie to „oczywista oczywistość”. Każdy, kto, choćby trochę, sprawą się interesuje i ma rozumku nieco więcej niż Gąska Balbinka nie może nie zauważyć osobliwego orzecznictwa, które czasem zapada w naszych (?) sądach wszelkich instancji. Trudo oprzeć się wrażeniu, że wśród sędziów odsetek osób niepoczytalnych jest większy niż w reszcie populacji lub sądy rządzą się jakimiś nieznanymi regułami. Dlaczego w SN miałoby być inaczej?

Pamiętacie panią Piwnik? Tę od afery FOZZ? W nagrodę za „jedynie słuszne” poprowadzenie tego procesu dostała nawet do zabawy fotel Ministra Sprawiedliwości.

Znam przypadek bardzo majętnego człowieka, który strzelał z karabinu do swojego krewniaka siedzącego w samochodzie z zamiarem uśmiercenia go. Nie trafił na szczęście. Zwinęli go antyterroryści. W więzieniu przesiedział… trzy miesiące. Nawet pozwolenia na broń mu nie zabrali!

Albo inna sprawa: jedna z większych procesów lat dziewięćdziesiątych. Chodzi o gigantyczny przekręt finansowy. Sąd ogłasza wyrok. Skazani pozostają na Sali zaś sąd udaje się na „dłuższą naradę” wraca na salę i zmienia werdykt na korzyść oskarżonych.

A w więzieniach trafiają się ludzie, którzy jechali rowerem po piwku. (Rower skonfiskowano jako narzędzie zbrodni).

I to sądy wyższych instancji. O niektórych wyrokach Trybunału Konstytucyjnego nawet nie wspominam, choć capią na wiorstę politycznym zamówieniem.

Natomiast to, co dzieje się w sądach w małych miastach powiatowych woła o pomstę do nieba. Takim wymiarem „sprawiedliwości” rządzi na ogół prowincjonalna kamaryla sędziów, prokuratorów i adwokatów ferujących wyroki według własnego widzimisię czasem pod dyktando miejscowych polityków lub biznesmenów (na ogół czerwonych lub POpaprańców).

Dlatego kiedy jeden z kandydatów na prezydenta RP napisał w programie, że trzeba „zwiększyć rolę sędziów” popukałem się w czoło…

 

„Święto Zwycięstwa”? Wolne żarty!

niedziela, 9 maja, 2010

Bum, bum – ruskie sołdaty i zaproszeni goście walą kopytami w bruk placu Czerwonego, orkiestra rżenie sowieckie kawałki, czołgi hałasują i zasmradzają spalinami centrum Moskwy, trybuny pełne obwieszonych śmiesznymi medalami staruchów, bo to wielkie święto…

No właśnie? Właściwie, czego? Zwycięstwa nad III Rzeszą? Przecież jej armie sami współtworzyli – niemieccy żołnierze, zwłaszcza wojsk pancernych i lotnictwa przygotowywali się do wojny na sowieckich poligonach, pod okiem sowieckich instruktorów i na sowiecki sprzęcie (w Niemczech nie mogli tego robić, bo zabraniał takich zabaw Traktat Wersalski). Sowiecka Rosja do czerwca 1941 roku obficie dostarczała hitlerowcom wszelkich surowców i żywności. Przedtem tow. Stalin pomógł tow. Hitlerowi dojść do władzy.

A sama wojna? Gdyby nie dostawy wszelkich dóbr ze Stanów Zjednoczonych, kilka podstawowych błędów niemieckich wojskowych i polityków Rosja padłaby pod butem niemieckiego żołnierza jak amen w pacierzu. A ponad dwadzieścia milionów (!!!) sowietów poległych w tej wojnie to nie wynik ciężkiej pracy niemieckich żołnierzy, ale efekt nieprawdopodobnej wręcz głupoty i bezprzykładnego okrucieństwa ruskiej generalicji. A kolejne miliony wymarłe później w łagrach, bo widziały zachód lub dostały się do niewoli?

Sowiecka armia przyniosła kolejną okupację a nie jakieś „wyzwolenie” krajom Europy wschodniej. Okupację, która trwała półwieku i kolejne półwieku będzie potrzeba wyzbyć się z zapóźnienia cywilizacyjnego, w które Rosja wpędziła kraje Europy wschodniej i środkowej.

A „bolszaja pobieda”? Wolne żarty! Proszę odwiedzić małe miasteczko w Rosji i podobne w Niemczech tu dopiero widać, KTO tę wojnę wygrał!

A dziś na placu Czerwonym oficjele zwracają się do siebie per „towarzyszu”, na sztandarach sierpy, młoty i mordy Lenina – sowieckich emblematów bez liku. Widać gołym okiem, że Związek Sowiecki upadł… na cztery łapy. Dalej mamy za wschodnią granicą to imperium szatana – z lekka jeno zasmarowane świeższą farbą…

Nie udawać Greka…

sobota, 8 maja, 2010

Wlepka "Prawdziwy Kapitalizm"

Ależ rozróby w tej Grecji! Niewykluczone, że to początek końca waluty Euro albo i całego Eurokołchozu. Sytuacja budżetu Włoch, Hiszpanii i Portugalii nie jest wiele lepsza i w każdej chwili i tam żądny pieniędzy podatnika motłoch może wylać się na ulice.

Demonstranci w Grecji przypominają mi rozwydrzonego gówniarza w sklepie z zabawkami, który wyje gryzie, pluje, bo chce kolejną zabawkę, podczas gdy rodzice nie mają już nawet pieniędzy na jedzenie. Niestety w tym wypadku rodzicom gówniarza chcą pomóc bogatsze ciotki z zagranicy pod przywództwem Anegeli Merkelowej. Oczywiście niebotyczne pieniądze (z naszych podatków!), które Unia chce podarować Grekom, rozdęta klasa próżniacza (urzędasy) i obszczymury na zasiłkach socjalnych przeżrą bardzo szybko i cała zabawa zacznie się od nowa. Taki zastrzyk gotówki odwlecze tylko agonię fatalnie zarządzanego państwa.

Symptomatyczne, że największe budżetowe bagno jest właśnie w krajach południowych – tamtejsze narody wolą siedzieć w knajpkach i popijać wino niż wziąć się do roboty. Zresztą tendencje do nieuczciwości i bumelanctwa mają we krwi. Cóż – taki klimat, że tylko pozazdrościć.

Jednak brak pieniędzy nie ograniczy się tylko do krajów południowych – w większości państw Unii podatki są tak wysokie a uprawnienia związków zawodowych tak wielkie, że mało, który przedsiębiorca to wytrzymuje i wolą przenosić produkcję do Chin, Indii lub innej Brazylii. I tam, wraz z produkcją, wędrują pieniądze zaś rozdęta do granic śmieszności warstwa europejskich urzędasów wkrótce nie będzie miała, czym napełnić koryta. I wtedy cała sprawa się rypnie wraz Eurosojuzem, biurokratami i ich socjałkami-opałkami. No i powrócimy do czystego Wolnego Rynku, Kapitalizmu i Wolności. Musimy powrócić lub… zdechnąć. Trzeciej drogi nie ma. Już się nie mogę doczekać!

Cud się stał! Gratuluję!!

piątek, 7 maja, 2010

Janusz Korwin – Mikke zebrał ok. 140 000 podpisów poparcia pod swoją kandydaturą na urząd Prezydenta RP. Serdecznie gratuluję i jestem pełen podziwu. Wiem coś o tym.

Kilkakrotnie zajmowałem się zbiórką podpisów przy okazji różnych wyborów – m.in. przy wszystkich wyborach prezydenckich, w których JKM startował. Rzecz jasna zawsze te podpisy udawało się pozbierać, ale nie twierdzę, że było łatwo. Jednak w porównaniu, czym tym razem dysponował jego komitet miałem komfortową sytuację: wiedzieliśmy z dużym wyprzedzeniem, kiedy będą wybory, mieliśmy do dyspozycji cała, potężną wówczas machinę organizacyjną Unii Polityki Realnej i o wiele więcej czasu na zebranie tych podpisów. A i tak nie było łatwo.

Tym razem prezes Korwin – Mikke dysponował wprawdzie całą siłą partii Wolność i Praworządność, ale to organizacja, która istnieje dopiero kilka miesięcy, nie jest jeszcze zbyt liczna, a większość jej członków, choć to ludzie wspaniali nie mieli jeszcze do czynienia z taką akcją. Wprawdzie część normalnych UPioRów przyszła JKM’owi z pomocą, ale po rozróbach pod egidą magazyniera z Szamotuł i innych kociambrów to raczej kadłubowa organizacja.

W tych okolicznościach należy uznać, że w pewnym sensie JKM i WiP już te wybory wygrali! Natomiast pozostali kandydaci będą mieli sporą zagwozdkę – usłyszą z ekranów różności, o których woleliby żeby nawet nie wspominano…

A ja przypominam stare, dobre hasło:

Mądry chłopak i dziewczyna taką ma taktykę: w pierwszej turze na Korwina a w drugiej na Mikke!