Posts Tagged ‘Osobiste’

2B – czyli… Bratysława (Pozsony).

piątek, 5 czerwca, 2015

A z Brna do Bratysławy – blisko i wygodnie. Jest autostrada. Dziwna ta autostrada. Nazywamy ją „trzęsityłek”, bo jedzie się jak po tarce do prania. Nie mam pojęcia, z czego to wynika, bo „na oko” wygląda zupełnie zwyczajnie. Radzę trzymać się lewego pasa, bo na nim mniej trzęsie. Zresztą może już nie trzęsie, bo w ubiegłym roku coś na niej gmerali – może poprawili.

Po drodze warto zachować czujność – pojedziemy przez dolinę, w której rozgrywała się słynna bitwa pod Austerlitz. Ot, ciekawostka.

A więc jesteśmy w Bratysławie Dziś stolica Słowacji – historycznie – Pozsony miasto węgierskie. Czyli jak mawiał generał Wieniawa-Długoszowski: żarty się skończyły – zaczęły się schody.  Czyli musimy gdzieś zaparkować. Chyba nigdzie nie miałem z tym takiego problemu jak w słowackiej stolicy. Każde miejsce, w którym można, w miarę legalnie, upchać samochód jest wykorzystane w 125 %. Nawet jakieś dziwne miejsca pod wiaduktami są zapchane do niemożliwości. Cudacznie to wygląda. A pojawiliśmy się w Bratysławie wczesnym rankiem! Wreszcie upchałem go na jakimś dziwnym parkingu nad brzegiem Dunaju. Nie wiem, z czego to wynika, bo Bratysława liczy mniej mieszkańców niż Poznań, a jest mało prawdopodobne, żeby każdy z jej mieszkańców (w tym niemowlęta) miał sześć samochodów.

No, dobrze – zaparkowaliśmy.

Zwiedzanie Bratysławy jest „miłe, lekkie i przyjemne”. Centrum, a zarazem Stare Miasto jest w większości zadbane „odpicowane” i przyjemne. Jest też zwarte, a więc łazić za wiele nie trzeba. Niestety tu (podobnie jak w Brnie) można natrafić na „starożytne” katakumby pełne szkieletów i zmumifikowanych ciał i podobne „atrakcje”. Niestety jest to, zwykle, całkowity „pic na wodę” – produkt ćwierć autentyczny wyszykowany na potrzeby turystów.

Na co warto zwrócić uwagę? Na pewno na gotycką Katedrę św. Marcina – świątynię, w której przez 300 lat byli koronowani królowie… węgierscy. Jak wspominałem, Bratysława to Pozsony, czyli historycznie miasto madziarskie. Jak ktoś ma dobrego nosa i weźmie głębszy wdech to Węgry tu się jeszcze czuje, a ja kocham ten aromat. Lubię gotyk i jadam go chętnie. W wypadku tej Katedry proszę zwrócić uwagę na witraże – zapierają dech w piersiach.

Warto zajrzeć do sklepów winiarskich. Sporo tu ciekawostek. Ale najbardziej spodobały mi się niektóre butelki – arcydzieła sztuki szklarskiej. Niektóre zawierają w sobie trzy (osobno!) gatunki wina, a bywają niewielkie lub… mojego wzrostu! Gdybyście chcieli takie cacko kupić, to proszę zabrać rulon foli bąbelkowej, żeby je jakoś na drogę zabezpieczyć.

Jeżeli ktoś ma słabość do starych precjozów, to ich oferta w bratysławskich antykwariatach wprawia w zdumienie. Takiej podaży znakomitych antyków nie spotkałem w Poznaniu, Budapeszcie, Brnie, Berlinie ani gdzie indziej. Nie mam pojęcia, z czego to wynika. Niestety tutaj portfel tłuściejszy jest potrzebny. Ale podziwiać można darmo.

I uwagi pomniejszego płazu. Dwie:

  1. I tutaj trzeba mieć winiety, żeby poruszać się autostradą.
  2. Co kraj, to przepis. Jadąc na tę trasę warto mieć w samochodzie komplet zapasowych żarówek, apteczkę, odblaskową kamizelkę i… linkę holowniczą. Takie tu są przepisy.

IMG_0207

Pimpuś w Bratysławie. W tle słynne, tutejsze „UFO”, czyli most nad Dunajem.

A w Puszczykówku?

Lato. Upał. Dziś było 29 st. w cieniu. Jutro ma być jeszcze więcej.

A w ogrodzie? Jak w Raju!

1B – czyli… Brno!

środa, 3 czerwca, 2015

Zaczyna się ten okres roku, w którym wyjeżdżać na krótsze lub dłuższe wycieczki jest najfajniej.

Tym razem będę polecał nieco krótsze. A konkretnie BBBB, czyli Brno, Bratysława, Budapeszt, Berlin.

Dziś Brno na Morawach, czyli Czechy. Wybierałem tam się od pewnego czasu bom był tak jeno przejazdem a to wstyd, jako, że urodziła tam się moja śp. Babka Ewa z Błotnickich (herb Doliwa) Deierling’owa, a mój pradziad naczelnikował tam C.K. Poczcie.

Z Puszczykówka dojazd tam stosunkowo łatwy. Z reszty Polski podobnie. Podróż poprawi nam humor. Polacy są mistrzami świata w narzekaniu. Na wszystko. Również na polskie drogi. Okazuje się, że w Czechach (a na Słowacji i Węgrzech) wcale nie są lepsze. O autostradach nawet nie wspominam, bo tych nasi południowi sąsiedzi nie mają niemal wcale.

Ma to swoje dobre strony – jadąc możemy delektować się krajobrazem Moraw a ten jest naprawdę piękny. Miasteczka, przez które przyjdzie nam jechać są zwykle malownicze, ale wyraźnie biedniejsze niż polskie. Proszę też pamiętać, że zjeść coś po drodze jest trudniej niż w Polsce. Chyba, że ktoś jada hamburgery, hot dogi lub inne odpadki na stacjach benzynowych.

Ale jeżeli już trafcie do niezłej knajpki, to polecam, rzecz jasna, knedle. Są w wielu odmianach a Pepiki mają o nich pojęcie! O, mają! Morawy to też kraina wina. Warto!

Samo Brno ma dość dobrze „dopieszczone” Stare Miasto. Całkiem spore. Nie mam zamiaru opisywać jego atrakcji, bo nie jestem przewodnikiem, a Was nie chcę pozbawiać frajdy samodzielnej wędrówki i odkrywania ciekawostek. Polecam też mniej ścisłe śródmieście i przedmieścia – to bez turystów, ale za to z autentyczną atmosferą miasta.

W Czechach, w sklepie spożywczym kupcie sobie „Utopenca” (topielca). Sprzedają to słoikach. Co to? Sami zobaczycie. Smacznego!

Czy warto jechać do Brna? Warto! A i do Bratysławy stamtąd „jak splunąć”. Nawet autostrada jest. Ale raczej kiepska. Za to pustawa.

Miłej podróży!

I nie zapomnijcie kupić winiety na tę autostradę.

A w Puszczykówku?

32 st. C. Lekkie chmurki, takiż wiatr 55% wilgotności powietrza.

Chłodnik i truskawki ze śmietaną

Prawie jak w raju…

Jutro nie będę Wam głowy zawracał, bo to święto Bożego Ciała i jedziemy zwiedzać Toruń, a po drodze do bazylik romańskich w Strzelnie i Inowrocławiu zajrzymy.

Miłego Święta!

Dziś tylko Puszczykówko i list do Prezydenta Poznania

piątek, 29 maja, 2015

Dziś kapkę inaczej bom zmachany.

Puszczykówko.

Bawiłem się w mszyco i przędziorkobójstwo, a i parchom (jabłoni – nie, to, co myślicie) nie przepuściłem! Dla, niektórych mrowisk też nie byłem miłosierny. Teraz muszę iść pod natrysk, bo i na mnie te preparaty osiadały. Ale spokojnie – mają krótki okres karencji i są niegroźne dla pszczół. Inaczej bym nie śmiał!

Tym nie mniej zawiązki owoców rokują dobrze zaś wiśniośliwa (śliwa wiśniowa) zjawiskowo! Nigdy nie widziałem tylu owoców na drzewie tego gatunku.

W niedziele mam sporą rodzinną imprezę. Na tyle dużą, żem mebli ogrodowych dokupić musiał. Będą siedzieli na/przy meblach wyprodukowanych w Wietnamie, z urugwajskiego drewna, kupionych w Polsce od niemieckiej firmy, zakonserwowanych francuskim preparatem. Hi! Ależ kosmopolita ze mnie! A jeżeli dodamy do tego ruszt (po lemingoweu – grill) wyprodukowany w Stanach Zjednoczonych i moją bamberską (bawarską) kuchnię. To już w ogóle..

I te meble musiałem rozpakować i rozstawić.

Oprócz tego pracowałem normalnie w Firmie.

Mam prawo być zmachany? Chyba tak…

Do tego rano wystosowałem list do Prezydenta Stołecznego Miasta Poznania (i do lokalnych mediów).

Oto on:

Panie Prezydencie.
Od kilku dni trwa akacja szorowania chodników na poznańskim Starym Mieście.
Informuję, że to jakiś absurd. Efekt takiego “mycia” jest widoczny przez kilka godzin – góra dobę.
Chodniki, dzięki działalności rozmaitych meneli, kebabów i innych pijalni natychmiast wracają do dawnego stanu.
Słyszałem, że ta akcja ma kosztować 3 mln. PLN! Himalaje, to średnie góry przy szczytach tej niegospodarności. Te pieniądze zostają, dosłownie, spuszczone w kanał.
Osobą, która ten absurd wymyśliła powinno zająć się CBA, a na pewno już psychiatra. Proszę ją zwolnić w trybie dyscyplinarnym i niech pokryje z własnej kieszeni poniesione koszty.
Akcję proszę natychmiast przerwać!
Mariusz Waszak
D/w.
1. Media.

Dziś: krótko mętnie i nie na temat….

środa, 27 maja, 2015

Czytelnicy mojego bloga (dziękuję!) trochę marudzą, że mam w nim wyłączoną funkcję „komentarzy”.

Już się tłumaczę.

Moje usprawiedliwienie – brzmi, na dzień dzisiejszy: 134 123 (stan na tę chwilę) komentarzy. (Sic!!)

Super?! Taka czytalność!

Niestety nie do  końca – 99,8 % z tych wpisów, to zwykły, ordynarny spam reklamowy. Co ciekawe, niemal zawsze, dotyczący spraw erotycznych. Co jeszcze ciekawsze: do niedawna miażdżąca jego część pochodziła z rosji i była cyrylicą uczyniona. Od pewnego czasu, to się zmieniło i teraz większość pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i jest po angielsku.

Ci, którzy proszą o, autentyczny  komentarz i tak wiedzą gdzie mnie znaleźć.

A w Puszczykówku?

Jak zwykle Pan Bóg błogosławi.

Martwiłem się o nasturcje, a te wschodzą obficie. Rad jestem, bo to kwiaty za, którymi przepadam.

Słoneczniki też raczej nie zawiodą. A i kopru będzie zatrzęsienie! 

Zawsze fascynuje mnie krótka (jakieś 150 cm) grządka, na której ogórki wysiewa Pimpusia. Takie „nic”. Ale, co roku zbiera z tego tyle ogórków, że wystarcza na konserwowe, w occie, curry, kiszone i na surowo dla całej okolicznej rodziny. Pachnie mi to trochę „cudownym rozmnożeniem”. Poznański Uniwersytet Przyrodniczy dobrze Pipmusię wyedukował…

Ale, za swoje nasturcje też nie muszę się wstydzić.

Z co z tym zaskrońcem?

Naprawdę nie wiem. Gdzieś sobie polazł i tyle go widziałem. Chyba nie tutejszy, bo żaby na kompoście i okolicach najwyraźniej rade i dobrze się mają….

Dziś – krótko, zwięźle i na temat.

piątek, 22 maja, 2015

Witam po latach. Konkretnie po dwóch latach i jednym miesiącu.

Dziękuję wszystkim tym którzy „zawracali mi głowę” prosząc o wznowienie wpisów na blog, bo podobno „brakuje im moich tekstów”. Myślę, że mówili, to ze zwykłej grzeczności.

Tym nie mniej głos „Pimpusi” czyli mojej żony był przeważający.

Dziękuję też Pani Barbarze C., która skutecznie i grzecznie wypełnia luki w mojej wiedzy informatycznej. Sporo tych luk…

Dziś, krótko, zwięźle i na temat.

W niedzielę idziemy wybierać Prezydenta RP.

Wbrew pozorom, to ważne stanowisko, choć w Polsce mamy ustrój parlamentarny, a nie prezydencki.

Jednak Prezydent RP, ma inicjatywę ustawodawczą, możliwość wetowania głupkowatych ustaw sejmowych, lub kierowania ich do Trybunału Konstytucyjnego jest zwierzchnikiem sił zbrojnych etc.

Dlatego proszę i apeluję o szczyptę, już niekoniecznie zdrowego rozsądku, ale samodzielnego myślenia: zagłosujcie w niedzielę na pana Andrzeja Dudę! Jeżeli macie, co do niego wątpliwości, to lepiej wcale nie iść głosować.

Mam nadzieję, że jesteście Katolikami jako i ja. A więc pamiętajcie, że głosowanie na Komorowskiego jest grzechem ciężkim – popiera on związki pedałów, adopcję dzieci przez zboczeńców, „ideologię” gender etc.

Mam nadzieję, że w poniedziałek obudzę się w nieco normalniejszym kraju. Kraju, w którym nie będą panoszyli się byli UB’ecy, kraju, który nie rozprzedaje swoje majątku narodowego komu popadnie, a wreszcie kraju tak świetnie zarządzanego, że wieje z niego 300 (!!) osób dziennie.

I! Żeby tradycji stało się zadość:

A w Puszykówku?

O Sporo przez te dwa lata się wydarzyło. Nasz dom dostał nową elewację (wraz z dachem). Teraz, to nie dom lecz Puszczykowski dwór. Zdjęcia w najbliższym czasie.

Dwukrotnie przemierzyliśmy trasę BBB, czyli Brno (gdzie urodziła się moja Babka – Ewa z Błotnickich Deierling herbu Doliwa), Bratysława i Budapeszt, który kocham. Obserwacje z tych podróży i kilka fotek – wkrótce.

W sierpniu jedziemy do Budapesztu na unikalne wystawienie, węgierskiej kultowej Opery „A Istvan Kirlay”. Znam ją od dziesięcioleci ale tak „na żywca” – super! Dziękuję mojemu, mieszkającemu w Budapeszcie kuzynowi – Jerzemu (Jeżowi) C. za zdobycie biletów na to wyjątkowe przedstawienie.

P.S.

Zerknijcie też, proszę, na moją galerię  http://www.waszak.pl/galeria.php  tam jeno dwa nowe zdjęcia. Ale osobliwe…

 

 

Marsz oburzonych… obszczymurków…

sobota, 15 października, 2011

 

Dziś sobota, a więc winno być spokojnie, weekendowo, lekko. Nic z tego! Na ulice setek miast na całym świecie wyszły marsze „oburzonych„. I co? Na ulice wylało się lewicowe szambo kwiczące, że obecnym (i nadciągającym!) sprawcą kryzysu jest  socjalizm,  zaś jedyną receptą na uzdrowienie sytuacji jest … jeszcze więcej socjalizmu!

Paranoja! … choć nieliczne ich postulaty dotyczące giełd i banków są całkiem sensowne!

Warszawski marsz takich „oburzonych” obszczymurków poparli toww. Palikot i Kalisz.

To wszystko wyjaśnia….

A w Puszczykówku?

W nocy mroźno, a więc schowaliśmy na zimę nasz „turecki” pawilon; zaś na każdy, inny atak zimy, po jej ubiegłorocznych wygibasach, jesteśmy dobrze przygotowani. A na razie – niebo bez chmurki, ptaszęta kwilą. Jest wspaniale. Uwielbiam tu być!

Przeżyliśmy komuchów – przeżyjemy świntuchów…

piątek, 14 października, 2011

Jeżeli ktoś miał jeszcze wątpliwości czy demokracja to rzeczywiście rządy motłochu to po dziewiątym października chyba już się ich wyzbył.

Bo kogóż tenże motłoch wybrał nam do stanowienia prawa w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej? PO, czyli Partię Oszustów, która rządziła już poprzednią kadencję a czyniła to tak nieudolnie jak żaden inny rząd od czasów tzw. „przemiany ustrojowej”. Na czele tegoż rządu stanie premier, który nie jest Polakiem, ani nawet Słowianinem tylko Kaszubem zaś Polski i Polaków nienawidzi. Nie wiem czy to powszechne wśród Kaszubów, ale ten ich przedstawiciel jest arcymistrzem bezczelnego kłamstwa. Motłochowi jakoś to nie przeszkadzało. Mało tego – motłoch wybrał mu do pomocy jeszcze innego typka dyszącego nienawiścią do wszelkich przejawów patriotyzmu – śląskiego reżysera Kutza – postać wysoce odrażającą.

Żeby było weselej mandatem zaufania społecznego uradowali się sodomici, czyli ludzie, których interesuje wyłącznie wpychanie sobie różnych rzeczy do odbytu, czynienie z tego publicznej kwestii i nic innego na świecie. Żeby nie było im nudno do pomocy mają zasiadającą w ławach poselskich istotę pobawioną płci, czyli transwestytę.

Trzecią siłą w wyborach okazał się Palikot i ludzki z jego „ruchu”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to człowiek, którego zmysły dostały pomieszania – być może na skutek wieloletniego przebywania w towarzystwie „mamrotów”.

Taki skład obu izb „naszego” (?) parlamentu daje nam gwarancję stanowienia dobrego prawa i dobrych rządów. Nie żartuję! Po prostu prawa stanowionego przez takie zbiegowisko nie trzeba przestrzegać – jesteśmy od tego zwolnieni w myśl Ewangelicznej zasady: „prawo jest dla ludzi, a nie ludzie dla prawa”. Co, zatem robić? Trzy rzeczy:

  1. Starać się, żeby ci grabieżcy mieli jak najmniej pieniędzy, czyli płacić podatki możliwe najmniejsze a najlepiej wcale ich nie płacić.
  2. Pielęgnować i przechowywać wartości Narodowe tak jak w czasach zaborów. Przypominam, że najlepiej pielęgnował je Polski Dwór i Polska Plebania.
  3. Wspierać polskie, prawicowe, katolickie media, polskie produkty, firmy, sklepy. Unikać reżimowej TV etc. Proszę pamiętać, że pieniądze i media to broń najstraszniejsza. Ergo – bogaćcie się ile wlezie!

Proszę się nie martwić – ich rządy nie potrwają tak długo jak zabory. Powątpiewam, czy ta zbieranina przetrwa do końca kadencji… Ale na razie mamy z nimi PRL’bis.

A w Puszczykowie?

Błękitne niebo bez jednej chmurki, choć na ranem trawa była pokryta szronem; noce jasne za sprawą krystalicznego powietrza i pełni księżyca, która przyprawia mnie o lekką bezsenność – podobnie jak dr Axel’a Munthe autora przepięknej „Księga z San Michele”. Gorąco polecam!

No, to jedziemy dalej…!

wtorek, 4 października, 2011

Jesień zbliża się wielkimi krokami, choć w Puszczykówku dziś lato „pełną gębą”, dnie coraz krótsze, nasz puszczykowski ogród zaczyna mienić się milionem barw Złotej Polskiej Jesieni, a więc koniec nieróbstwa – czas wrócić do pisania bloga (niech ktoś wymyśli polską nazwę na to cholerstwo!) tym bardziej, że wybory tuż – tuż.

Jednak dziś proszę się nie martwić – nie będę pisał o polityce, ekonomi etc. Zacznę, to robić od jutra.

Dziś chcę podsumować, zupełnie prywatnie, nasze, bardzo udane lato.

Od dzisiejszego poranka łażę po ogrodzie boso i w krótkich gaciach, ale niewielu z Czytelników miało, tego lata, taką możliwość – pogoda im nie dopisała. Z radością (bo nic tak nie cieszy jak cudze nieszczęście! ;-)) muszę przyznać, że pogoda dopisywała nam zawsze i niezawodnie podczas krótkich, letnich wojaży.

A trochę powłóczyliśmy się po naszej Pięknej Polsce.

Po dziesiątkach lat pojechałem do Karpacza gdzie wdrapałem się na Śnieżkę…

 …i odwiedziłem uroczą świątynię Wang.

Wang

Ze Szklarskiej Poręby wdrapaliśmy się na Szrenicę.

Szrenica

Odwiedziliśmy tez średniowieczny Zamek Chęciny – ten, choć mocno zrujnowany dalej „robi wrażenie”

Będąc w tych okolicach nie wypadało ominąć Wąchocka – tam też się udaliśmy, żeby złożyć uszanowanie najsłynniejszemu z polskich sołtysów (choć, zapewne, osoba z jego horyzontami intelektualnymi zagłosuje na PO).

Łysica, to może nie Matterhorn, ale zawsze najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. I na niego wlazłem, choć po nocy „imprezowej” byłem raczej w lichej formie i nieźle się zasapałem.

Bardzo spodobał nam się Sandomierz – urocze miasto – pełne piękna i niespodzianek. Mam, w tej chwili przy sobie (moja żona Pimpusia – podobnie) naszyjnik wykonany z „Polskiego diamentu”, czyli pięknego krzemienia paskowego, który występuje jeno w okolicach Sandomierza i nigdzie więcej na świecie. Polecam!

Popłynęliśmy też spływem kajakowym rzeką Piławą – ostatnią rzeką, którą spłynął Karol Wojtyła (wielki miłośnik spływów kajakowych) zanim został Papieżem (dziś już Błogosławionym) Janem Pawłem II.

Ba! Nawet na słynną ulicę Piotrkowską w Łodzi dotarliśmy. To miasto zdecydowanie nam się nie spodobało, ale fotę z Bolesławem Prusem sobie tam zrobiłem.

Prus

W sumie jestem bardzo zadowolony, bo pomimo tych wszystkich wojaży udało nam się kontynuować rewitalizację naszego puszczykowskiego domu, zrobić wiele remontów i tak napełnić go światłem jak to tylko było możliwe. Przy Bożej pomocy, w przyszłym roku te remonty skończę i… zacznę od nowa.

I jeszcze, gwoli sprawiedliwości – podziękowania:

Dziękujemy naszym przyjaciołom Joannie i Rafałowi K. z Czmonia, oraz mojej szwagierce Marzenie K. z Piły za serdeczną opiekę nad naszym psem Mają, która to opieka pozwoliła nam spokojnie i bez stresu swobodnie podróżować po całej Polsce.

Dziękuję mojemu szwagrowi – Tomaszowi K. ze Szwecji (to nie ten kraj jeno miejscowość nieopodlal Wałcza) za perfekcyjne zorganizowanie spływu kajakowego rzeką Piławą; jego żonie Anicie i córce Justynie dziękujemy za przygotowanie wybornego jadełka i stworzenie miłej, rodzinnej atmosfery.

Nie myślcie, że o tym nie pamiętamy!

Mariusz i Ewa „Pimpuś” Waszak

Kotka Malwina poszukuje dobrych ludzi…

wtorek, 4 października, 2011

Malwinka

 Patronem dzisiejszego dnia jest św. Franciszek patron m.in. naszych braci mniejszych, czyli zwierząt, a więc:

Przybłąkała się do nas kotka – nazwaliśmy ją Malwinka. To młoda kotka – bardzo dobrze ułożona, grzeczna i „przytulna”. Ma ładne, naturalne ubarwienie. Obawiamy się, że jacyś źli ludzie porzucili ją w puszczykowskich lasach. Chętnie byśmy ją zatrzymali, ale mamy już kota, który jakoś nie może się z nią zgodzić i w związku z tym chętnie wydamy Malwinkę w dobre ręce. (Co ciekawe: z naszym psem – Mają, Malwinka żyje w zgodzie)

Malwinka jest odrobaczona, odplochona, czysta, grzeczna i dobrze wychowana.

Jeżeli ktoś chciałby przyjąć ją do swojego domu – chętnie wydamy w dobre ręce – prosimy o kontakt.

(Nazwaliśmy ją „Malwinka” ku pamięci kotki Melchiora Wańkowicza, która nosiła takie imię)

Wielka Noc

piątek, 22 kwietnia, 2011
 
Niech Zmartwychwstały Chrystus Tryumfujący udzieli Wam ułamka swej Potęgi i Chwały i
 
 we wszystkim Błogosławi.
 
Spokojnych, rodzinnych, dostatnich Świąt Bożego Zwycięstwa
 
Życzą Mariusz i Ewa Waszak
Puszczykówko, Wielka Noc 2011