Posts Tagged ‘Wielkopolska’

Marsz oburzonych… obszczymurków…

sobota, 15 października, 2011

 

Dziś sobota, a więc winno być spokojnie, weekendowo, lekko. Nic z tego! Na ulice setek miast na całym świecie wyszły marsze „oburzonych„. I co? Na ulice wylało się lewicowe szambo kwiczące, że obecnym (i nadciągającym!) sprawcą kryzysu jest  socjalizm,  zaś jedyną receptą na uzdrowienie sytuacji jest … jeszcze więcej socjalizmu!

Paranoja! … choć nieliczne ich postulaty dotyczące giełd i banków są całkiem sensowne!

Warszawski marsz takich „oburzonych” obszczymurków poparli toww. Palikot i Kalisz.

To wszystko wyjaśnia….

A w Puszczykówku?

W nocy mroźno, a więc schowaliśmy na zimę nasz „turecki” pawilon; zaś na każdy, inny atak zimy, po jej ubiegłorocznych wygibasach, jesteśmy dobrze przygotowani. A na razie – niebo bez chmurki, ptaszęta kwilą. Jest wspaniale. Uwielbiam tu być!

Pamiętajmy, bo ze śmietników żreć będziemy!

poniedziałek, 6 grudnia, 2010

Proszę nie się nie obawiać nie będę pisał o wizycie Miedwiediewa w warszawce – POtworne media szczekają o tym tyle i tak głupio, że aż się na wymioty zbiera.

Muszę przyznać, że gorzką satysfakcją czytam alarmujące wieści o bankructwie ZUS’u. Z gorzką, bo muszę tym bandytom płacić, co miesiąc duży haracz, z którego nic nie mam i miał nie będę; zaś z satysfakcją, bo tym, że ta instytucja zbankrutuje mówię i piszę od lat ok. dwudziestu. Co ciekawe, jak dotąd, politycznie poprawni pismacy spotykając się z taką opinią pukali się w czoło i mówili: ZUS zbankrutuje? Niemożliwe! Przecież za nim stoi Skarb Państwa!

A jednak bankrutuje. Majątek Skarbu Państwa niemal już nie istnieje, bo został wyprzedany. I dobrze, ale myśmy od lat mówili, żeby 20% pieniędzy uzyskanych z prywatyzowanych przedsiębiorstw przeznaczyć na fundusz emerytalny, bo nie starczy na emerytury. Oczywiście nikt nas nie posłuchał – pieniądze zostały (i zostają nadal) rozgrabiane przez polityków i pazernych urzędników.

Tak, więc moje pokolenie (obecnych pięćdziesięciolatków) już żadnej emerytury nie dostanie, choć wiek emerytalny przedłużą zapewne do 75 toku życia. Rozumiecie? Emerytury nie będą głodowe – nie będzie ich W OGÓLE! Radzę o tym pamiętać, bo ten, kto o tym zapomni na starość będzie żarcia szukał po śmietnikach a nocował pod mostem zbudowanym za unijne dotacje.

Przypominam, że sktót ZUS pochodzi od: Zawsze Ukradną Składkę.

Mam tylko nadzieję, że ten cholerny ZUS zbankrutuje jak najszybciej i nie będę musiał więcej płacić haraczu tym socjalistycznym bandytom.

Cóż – ja się wyżywię, moja rodzina takoż. A Wy? Pomyślcie o tym póki czas…

A w Puszczykówku? Zima, ale niezbyt uciążliwa – raczej sympatyczna.. O Świętach nie mam czasu myśleć, bo jutro wchodzi mi do domu ekipa i będzie remontować a właściwie budować od nowa kolejny pokój – tym razem na piętrze. Sodoma i Gomora. Ale jak skończą to już dość na ten rok. Prze ostatnie dwa lata zrobiłem więcej niż przez poprzednie lat… piętnaście. Mogę być z siebie zadowolony! Ha!

A po wyborach do Rady Miasta Puszczykowa? Demokracja zadziałała bezbłędnie – wybrano najgorszych z najgorszych! Zadziałała selekcja negatywna. Jak niemal zawsze…

Puszczykowo

Puszczykówko

11 listopada – rogal, czy flaga?

czwartek, 11 listopada, 2010

Dziś 11 listopada, a więc w części Polski Święto Niepodległości.

W części, bo w Wielkopolsce jakoś niespecjalnie nas ono obchodzi. Nie podano nam w tym dniu niepodległości na tacy jak reszcie kraju, lecz musieliśmy ją sobie sami wywalczyć karabinem, bagnetem i… sakiewką w Powstaniu Wielkopolskim a więc stosowniejszą datą byłby 27 grudnia.

Ale i u nas dziś święto – dzień św. Marcina! Święty Marcin był rzymskim legionistą i według legendy dał połowę swojego płaszcza biednemu, a kiedy jechał przez Poznań jego koń zgubił złotą podkowę i dlatego po dziś dzień poznańczycy wcinają rogale marcińskie, bo mają kształt tamtej podkowy. Tyle legenda.

A prawda? Rzecz jasna zwyczaj pieczenia rogali marcińskich ma pogańskie korzenie jak niemal wszystkie zwyczaje i obrzędy „chrześcijańskie”. Św. Marcin w Poznaniu zapewne nigdy nie był; byli natomiast osadnicy ze Szwabii (ech ci Poznańczycy – jak nie Bawar to Szwab!) którzy przywieźli zwyczaj pieczeni i pożerania w tym dniu owych rogali. To pozostałość po pogańskim święcie – w tym dniu na ofiarę germańskim bogom zarzynano byka lub wołu. Bóg dostawał trzewia i łeb natomiast resztę wcinali wierni, jako pieczyste na świątecznej uczcie. Jednak wół to bydlę kosztowne i każdego było stać na taki sprawunek a więc jak substytut pieczono właśnie rogale, które miały symbolizować rogi tego zwierzaka i je ofiarowywano germańskiemu bogu. I stąd te rogale.

A dziś? Dziś w Wielkopolsce Święto Niepodległości mało, kogo obchodzi, choć flagi wywieszamy. Po ul. Świętego Marcina jeździ na białym koniu rzymski rycerz w czerwonym płaszczu i to on włada dziś Poznaniem. A Poznańczycy z zapałem wcinają marcińskie rogale, które stały się naszym produktem regionalnym (nad ich jakości czuwa specjalna kapituła) i są już dostępne przez cały rok.

Gorąco polecam! Być w Poznaniu i nie pożreć takiego rogala to grzech! Ale wcześniej wypada girę z krzanem (golonkę z chrzanem) albo kaczkę po poznańsku. Porzundek musi być!

Heil!

Sezon ogórkowy – stu procentowy!

sobota, 7 sierpnia, 2010

Pimpuś

Pimpuś i ogórki.

I to dosłownie a nie byle przerwa wakacyjna w teatrach.

Mam te ogórki wszędzie i we wszystkich możliwych kombinacjach – kiszone w kamionce, małosolne w drugiej, kiszone w słoikach wecka, konserwowane w occie, korniszony i pełną michę mizerii w tłustej śmietanie. Dobrze, że zupy ogórkowej dziś nie miałem!

Tak to jest, kiedy ma się za żonę Pimpusia – utytułowaną absolwentkę poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego – wszystko rośnie jak głupie – w przeciwnym razie Pimpuś umarłby ze wstydu. Do tego puszczykowski klimat, otulina WPN i piękne lato też robią swoje.

Na szczęście nie tylko ogórki i inne się udają.

Pięknie kwitną malwy, nasturcje, lilie i inne mieczyki. Przy odrobinie szczęścia do przyszłego roku nowy płot będzie wyglądał jak pozostałe – stanie się ścianą zieleni o ile kejtry[1] sąsiada go nie zmaltretują.

Jest tu jak w raju. Nie ruszę się stąd.

A jak ktoś mi wlezie…. mam siekierę. Nie jedną!

Lilia

Lilia


[1] Pies – w gwarze poznańskiej.

LUKSUS ZA DARMO, CZY KOSZTOWNY… SYF?

środa, 4 sierpnia, 2010
Wielkopolska

Jezioro

Muszę przyznać, że od lat nie jeżdżę nad morze, zwłaszcza w „sezonie”. To makabryczne miejsca. Tłok, smród starych frytur we wszechobecnych „smażalniach”, kakofonia dźwięków z najrozmaitszych knajpek, sklepików, piwiarni lub po prostu ulicznych i plażowych głośników mnie wypłasza. Wstręt budzą nachalni straganiarze oferujący nieprawdopodobną tandetę przydatną niby na plaży lub budzące grozę „pamiątki” z makabrycznego pobytu na „wczasach”. Jeżeli dodamy do tego kłopoty z parkowaniem samochodu, odpychające kampingi i na ogół tłumy liżących lody lub żłopiących piwsko z plastikowych kubków wczasowiczów doprawione zgrają, ryczących jak potępieńcy, bachorów to pobyt w takich miejscach przypomina długotrwałe ćwiczenia masochistyczne dobre dla nieszczęśników, którym sprzykrzyło się życie na tym świecie. O cenach i konieczności płacenia niemal za wszystko nawet nie wspominam.

I po mam się męczyć, stresować, denerwować? Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy tam „wypoczywają”.

Niespełna sto kilometrów od mojego domu mam Pojezierza Wielkopolskie i Sierakowsko – Międzychodzkie. Łatwo i wygodnie tam dojechać. Setki jezior! Właśnie wróciłem znad jednego z nich. Bezpłatny, świetnie utrzymany parking nie dalej niż sto metrów od bezpłatnej, czyściutkiej plaży. Krystalicznie czysta woda, świetny pomost – molo, piaszczyste dno kąpieliska. Obok znakomicie utrzymane pole namiotowe (bezpłatne) z węzłami sanitarnymi (bezpłatnymi), boiska do siatkówki plażowej i badmintona (bezpłatnymi – rzecz jasna!). Cisza i absolutny spokój. Pomimo weekendu na polu namiotowym był tylko jeden namiot – mieliśmy ponad trzystu (!!) hektarowe jezioro praktycznie tylko dla siebie. Nadmieniam, że w tych okolicach taki jezior jest ponad sto, a większość z nich połączona oznakowanymi drogami rowerowymi. O cenach nawet nie wspominam – na codzienne utrzymanie wydamy tu mniej niż u siebie w domu. Pływać, żeglować, łowić ryby, wędrować można w komfortowych warunkach ile dusza zapragnie i praktycznie za darmo. Zupełnie nie rozumiem ludzi siedzących za ciężkie pieniądze w cuchnących, hałaśliwych kurortach, podczas gdy pod nosem mają takie cudeńka! Chyba wynika to z niewiedzy – bo z czegóż innego? Polecam wszystkim nasze pojezierza (z wyjątkiem tłocznych i przereklamowanych Mazur).

Naprawdę warto!