Zebrało mi się na remonty. Chałupa wymagała ich od lat, ale nie mogłem jakoś za to się zabrać. Na pierwszy ogień poszła antrejka, czyli przestronna weranda. Trudno mówić tu nawet o jakimś „remoncie” lub „odnawianiu” raczej trzeba powiedzieć – odbudowa. Wybudowana w koszmarnych czasach PRL’u według komunistycznych standartów z materiałów, jakie wówczas udało się zdobyć wymagała wymiany właściwie wszystkiego poza ścianami. Okna drzwi, parapety, instalacja elektryczna i grzewcza itd. Nic nie nadawało się do rewitalizacji i musiało trafić na śmietnik. Nawet meble, które tam stały uradowały jedynie mojego przyjaciela Rysia, który zwój dom ogrzewa drewnem.
Co ciekawe w domach wznoszonych przed wojną (zwłaszcza tych bogatszych) nie ma takich problemów. Przedwojenne okna i podłogi dobrze znoszą remonty i służą swoim właścicielom. Nierzadko stuletnie instalacje sanitarne są sprawne do dziś. O meblach nie na wspominam, bo każdy wie, jaką cenę uzyskują dziś antyki.
Komunistyczne, tandetne budownictwo to kolejna zbrodnia PRL’u. Właściwie ludziom, którzy do dziś ponoszą konsekwencje (finansowe i cywilizacyjne) socjalistycznych eksperymentów powinno przysługiwać jakieś odszkodowanie. Ale kto miałby je zapłacić? Na pewno nie współczesny podatnik. Może Rosja, która narzuciła nam ten zbrodniczy system? Z może SLD, które jest jego spadkobiercą? Chętnie przyjmę od jednych i drugich!
Ale taki remont to też przeżycie mistyczne – czuję jakbym ze starymi drzwiami i rurami wyrzucał na śmietnik duchy PRL,u.
Ale na ten miesiąc – koniec remontów. W przyszłym muszę wyrzucić na śmietnik historii komunistyczny… płot!