Nareszcie świetna wiadomość!

21 grudnia, 2009

Zobacz obraz w pełnych rozmiarach

 

 

 

Dziś jest 21 grudnia – wprawdzie początek astronomicznej zimy, ale bardzo dobry dzień – najkrótszy dzień i najdłuższa noc w roku. Od dziś przez pół roku (do św. Jana, czyli 24 czerwca) dni będą coraz dłuższe. Dla mnie to bardzo ważne, bo nie gniewam się na mrozy i pluchy, ale nie znoszę krótkich dni, a od dzisiaj światła będzie coraz więcej. No i bardzo dobrze!

I jeszcze ciekawostka: moja Mama urodziła się w najkrótszym dniu roku zaś imieniny ma w najdłuższym! Ha!

I jeszcze dwie dygresje: są ludzie, którzy ubiegają się o azyl polityczny lub ekonomiczny poza granicami swoich ojczyzn. Czy można ubiegać się gdzieś o azyl… klimatyczny?

I druga: Juliusz Cezar uważał, że ziemie położone na północ od Alp nie nadają się do zamieszkania z przyczyn klimatycznych. Obawiam się, że Wielki Cezar miał rację…

 

Sabotażyści, złodzieje czy zwykli idioci?

21 grudnia, 2009

Plagą wielu, bogatych państw są imgranci. Wlewa się fala kolorowych, ale i białych obszarpańców do Europy Zachodniej, Kanady, Stanów Zjednoczonych i Australii.

Nawet Polska nie jest wolna od tego zjawiska – przez naszą granicę, próbują się dostać na zachód Europy mieszkańcy Rosji, państw kaukaskich, Wietnamu itp.

Są z tymi ludźmi notoryczne kłopoty i każde z państw usiłuje walczyć z tym zjawiskiem.

Emigracja to wstyd i hańba dla rządów tych państw, których mieszkańcy opuszczają swoje kraje. W tym i dla rządów polskich!

A sprawa jest stosunkowo prosta – ludzie zawsze wieją z krajów gdzie jest mniej wolności (a więcej biurokracji i podatków) do państw bardziej liberalnych, wolnych gdzie ludzie są mniej nękani przez fiskusa, aparat państwa, biurokrację i inny ZUS. Nigdy odwrotnie! Jest to katastrofalne również dla Polski ludzie, którzy powinni znajdować tutaj dobre warunki do pracy dla dobra swojego i swoich rodzin a zarazem dla pomyślności całego kraju uciekają do państw ościennych gdzie aparat fiskalny i państwowy jest mniej represyjny. Jest to fatalne dla naszego państwa zwłaszcza, że nakłada się na to bardzo zła sytuacja demograficzna – szybkie wyludnianie państwa i starzenie społeczeństwa.

Od lat nie mogę pojąć ciemnoty naszych rządów, które zamiast zastanowić się, dlaczego ludzie z Polski wieją i zrobić coś, żeby tego nie robili zachowuje się dokładnie odwrotnie. Dlatego, za pieniądze podatników kształcimy tabuny lekarzy i inżynierów, którzy jadą pracować dla dobra np. Wielkiej Brytanii.

A rząd robi dokładnie odwrotnie niż powinien – właśnie znów podnosi podatki (akcyzę) i podwaja punkty poboru haraczu od kierowców zwiększając liczbę fotoradarów.

Arbeit macht frei!

19 grudnia, 2009

Na przełomie XIX i XX wieku żył sobie w Drohobyczu (mieścina nieopodal Lwowa) żydowski pisarz (zresztą lichy) o nazwisku Bruno Schulz. Dziś kreuje się go na geniusza literatury – to dość zabawne dla każdego, kto zapoznał się ze „osobliwą polszczyzną” i formą, jaką są napisane Np. „Sklepy cynamonowe”; o treści nie wspominając. Oczywiście ze względu na politycznie poprawną przynależność do „naroda wybranego” został okrzyknięty geniuszem.

Schulz nie tylko pisał, ale czasem i rysował. Kilkanaście lat temu odkryto jego rysunek, który machnął dla jakiś dzieciaków na ścianie klatki schodowej pewnego budynku. Po pewnym czasie ten kawałek ściany… zniknął! Ktoś go rąbnął podobnie jak napis „Arbeit macht Frei” z bram socjalistycznego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Kawał ściany z rysunkami Schulza odnalazł się w… Izraelu gdzie trafił do jakiegoś muzeum. Właściciel okradzionego budynku dostał nawet od żydów jakąś finansową gratyfikację.

Nie zdziwię się ani trochę, jeżeli napis z oświęcimskiego łagra, za kilka lat „cudownie się odnajdzie” Np. w instytucie Jad Waszem…

Narkotyki i gorzała.

16 grudnia, 2009

 

Każdy z nas, w każdej chwili może sobie najzupełniej legalnie pójść do najbliższego monopolowego i kupić litr albo dwa spirytusu (mniej zamożni – denaturatu) wrócić z tym do domu i zachlać się na śmierć. Jednak jakoś tego nie robimy.

Dlatego nie rozumiem, dlaczego nie możemy legalnie kupić haszyszu, LSD opium lub innej marihuany. Przecież ryzyko śmierci po „nawaleniu się” którymś z tych narkotyków nie jest większe niż po spirytusie, winie „patykiem pisanym” o denaturacie nie wspominając.

Mało tego! Narkotyki sprzedawane legalnie musiałby spełniać normy czystość, jakości, bezpieczeństwa etc. Nie ma mowy o „kompocie” warzonym pokątnie ze słomy makowej w jakiejś szopie lub innym garażu, a do producenta można by się zawsze udać z reklamacją. Ponad to narkotyki w legalnym obrocie byłyby nie tylko bezpieczniejsze, ale też wielokrotnie tańsze – wolne od mafijnego „podatku od ryzyka”.

No i kolejna korzyść z legalizacji narkotyków – znika cała (jakże potężna!) przestępczość związana z tą „branżą”.

Swojego czasu w Stanach Zjednoczonych wprowadzono prohibicję. Ależ się działo! Gangi pokątnie produkujące i sprzedające alkohol szalały ze szczęścia. Napady, morderstwa i krwawe jatki były na porządku dziennym. Kto nie słyszał o Al Capone? Nagle ustało jak ręką odjął. Co się stało? Ano nic szczególnego – po prostu zalegalizowano alkohol. Z narkotykami byłoby identycznie.

Że co? Że narkomani mogą powodować wypadki drogowe? Jasne! Mogą! Ale nie więcej niż kierowcy na „podwójnym gazie” i ci… trzeźwi. Że narkomani będą sprawcami innych przestępstw? Pewnie tak, ale nie bardziej niż alkoholicy i… abstynenci.

Wolność i Wolny Rynek są wybornym remedium na wszelkie patologie.

Niestety ustawodawcy nie chcą tego zauważyć lub, co bardziej prawdopodobne, pobierają sute profity od karteli narkotykowych, którym istniejący stan rzeczy pozwala zarabiać (nieopodatkowane!) miliardy….

 

Euro 2012? Ależ to kretyńtwo!

14 grudnia, 2009

 

Z bardzo mieszanymi uczuciami przyglądam się imponującej budowie (a właściwie przebudowie) stadionu piłkarskiego w Poznaniu. Z podobną niechęcią patrzę na budowę „Narodnego Stadiona” w warszawce. Podobno moje serce radość winna przepełniać, bo zaszczyt organizowania mistrzostw „Euro 2012” przypadł mojej Ojczyźnie i Ukrainie. Jednak radość jakoś mnie nie przepełnia a to z przyczyn rozmaitych.

Po pierwsze nie wiem, dlaczego z moich podatków pobiera się monstrualne pieniądze na budowę stadionów? Nie znoszę piłki nożnej. Nie tylko samego futbolu, jako dyscypliny, ale przede wszystkim całej otoczki, którą to-to obrosło – dwudziestu dwóch facetów ugania się po trawniku za kawałkiem nadętej świńskiej skóry a dziesiątki tysięcy kretynów na trybunach dadzą się pokroić na kawałki za to, kto, jak i gdzie tą piłkę kopnie, chociaż wynik meczu został już dawno ustalony i przehandlowany w kuluarach. I mnie – podatnika zmusza się, żebym płacił (w podatkach) za rozrywki tych socjopatów. Lubię sport, ale nie ten „w telewizorze” tylko autentyczny – jeżdżę na rowerze terenowym, świetnie gram w badmintona, znakomicie pływam, umiem i lubię strzelać z każdej broni palnej. Tylko, że rower kupiłem sobie sam, podobnie z profesjonalnymi rakietami i lotkami do badmintona a i za naboje sam płacę. To moja frajda, moja przyjemność i nie okradam nikogo. Zupełnie nie rozumiem dlaczego jestem okradany na rzecz zarzygańców „robiących piłkę nożną”.

Jednak my to jakoś przeżyjemy – choć nie wiem w imię czego?!

Bardziej żal mi Ukraińców – ci napuszyli się na, diablo kosztowne, stadiony podczas gdy większość narodu nie ma kanalizacji, a woda bieżąca jest dostarczana (nawet w dużych miastach) do domów przez kilka godzin dziennie. My to jakoś przeżyjemy – ale oni?!

Nam może to nawet wyjść na zdrowie – po kilkudziesięciu dniach mistrzostw zostaniemy wprawdzie z monstrualnymi (zbudowanymi na koszt podatnika) stadionami, które są nam potrzebne jak przysłowiowe „wąsy w d….” ale zawsze można wrócić do dobrej, sprawdzonej tradycji i urządzić na nich bazary podobne do tego jaki z powodzeniem funkcjonował, przez wiele lat, na warszawskim stadionie dziesięciolecia.

I wszystko wróci do normy.

 

Bohaterowie Wolnego Rynku.

10 grudnia, 2009

Ministerstwo finansów pokwikuje z trwogi: wpływ z podatku VAT jest mniejszy o dwa miliardy złotych niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Urzędasy skrobią się w tępe łby aż łupież sypie jak śnieg na Alasce: a dlaczego? Wszak podaż i popyt utrzymuje się na podobnym poziomie i wpływy też powinny być podobne a nie są. Jakim cudem?

Powinniśmy się wszyscy radować, że te pieniądze nie trafiły do budżetu – ergo – w łapy urzędników, bo dzięki temu zostały one w naszych kieszeniach i napędzają rynek. Może za nie ktoś kupić buty dla dziecka, karpia na Wigilię albo inne okulary.

Kto pozostawił te pieniądze w kieszeniach Polaków? Cóż to za dobroczyńcy? Ano dobroczyńcy – bohaterowie rozrastającej się z każdym dniem Szarej Strefy, czyli ludzie, którzy przerażeni bandyckim ZUS’em i fiskusem postanowili pracować na własny rachunek i nie dawać się prześladować aparatowi państwa i jego siepaczom – urzędnikom.

Wcale się nie dziwię, że jest takich coraz więcej. Są już całe branże, w których tylko wyjątkowo można natrafić na ludzi działających „legalnie” (cokolwiek by to miało znaczyć). Niemal każdy z czytelników, zwykle zupełnie nieświadomie, korzysta z ich towarów lub usług.

Działają w komfortowych warunkach – nie straszny im VAT, PIT i kontrole; nie płacą haraczu złodziejskiemu ZUS’owi dzięki temu mogą pracownikom płacić więcej; nie straszny im bank i komornik – kredytu i tak nie dostaną a komornik konta w banku im nie zajmie, bo go nie mają; nie muszą zatrudniać księgowych, wypełniać druków a nawet zaoszczędzą na tuszu do pieczątek. Faktura? Paragon? Przelew? Wolne żarty!

Bądźmy wdzięczni tym bohaterskim partyzantom Wolnego Rynku, bo dzięki nim mamy niedrogie i dobre usługi i pewne produkty; mamy miliardy złotych napędzających koniunkturę w całym kraju.

A że w budżecie kasy brakuje? To dobrze. Im rząd ma mniej pieniędzy tym lepiej dla nas wszystkich!

Największy przekręt wszechczasów.

9 grudnia, 2009

Polska opinia publiczna jest oburzona „aferą hazardową” i różnymi przepychankami wokół niej; regionalne – poznaniacy pukają się w głowę jak miasto mogło wydać sto milionów złotych na budowę komunikacyjnego bubla, jakim okazała się ulica Winogrady, warszawiacy są przerażeni korkami, jakie wywołał poroniony pomysł ichniej „bufetowej” wprowadzenia bus-pasów.

W innych krajach ludziska wkurzają się lub podniecają jeszcze innymi sprawami.

Jakoś mało, kto zauważa, że właśnie odbywa się i to zupełnie jawnie – w świetle jupiterów i w obecności kamer telewizyjnych Największy Przekręt Wszechczasów zbieranina bandziorów na szczycie klimatycznym w Kopenhadze planuje ukraść z kieszeni ludzi (i to wszystkich na świecie) trudną do oszacowania kwotę liczoną już w bilonach dolarów i euro. Przewiduje się, że najzupełniej nieskuteczna walka z nieistniejącym „ociepleniem klimatu” każdego mieszkańca eurosojuza będzie kosztowała cztery tysiące złotych. Cztery tysiące! Wyjęte z kieszeni każdego europejczyka – w tym starców, kobiet i dzieci. A to tylko Europa. A reszta mieszkańców naszej planety?

A to tylko pieniądze. Jak policzyć koszty najzupełniej bezsensownych działań, do których już zostają zmuszeni ludzie i rządy w ramach walki z… humbugiem. Rzecz jasna „dla naszego dobra”.

Myślicie, że ktoś się opamięta i pójdzie po rozum do głowy? Zapomnijcie. Za duża kasa!

Mała rzecz a cieszy!

8 grudnia, 2009

Jeżeli jakiś socjopata lub osoba ociężała na umyśle, (bo zakładam, że tylko takich to dotyczy) ma ochotę udać się do punktu sprzedaży prasy i zaopatrzyć się w dziennik „Trybuna” to od wczoraj taka sztuka im się nie uda. Niesławnej historii a treści obrzydliwej gadzinówka wylądowała na śmietniku historii gdzie zawsze było jej miejsce.

Ludzi ceniący sobie Wolność są radzi – o jedną czerwoną szmatę mniej. To oczywiście prawda, ale nie ma większego znaczeni; „Trybuny” z wyjątkiem nawiedzonych oszołomów nie czytał już praktycznie nikt a jej sprzedawany nakład to właściwie nakładzik – udawało im się znaleźć frajerów ledwie na dwadzieścia procent tego, co drukowali. Gazeta nie miała już żadnego znaczenia.

Niestety są inne – o wiele gorsze. Nie mam na myśli pisemek dla lewicowych obszczymurków typu „Nie”, bo to jak sądzę wkrótce pójdzie w ślady „Trybuny”.

Chciałbym (i w końcu się doczekam), żeby los „Trybuny” podzieliła „Gazeta wybiórcza” i „Polityczka” – pisemka dla wykształciuchów – grabieżców żyjących z pieniędzy podatnika, które mówią im, co i jak mają myśleć.

Mam nadzieję, że tego doczekam – nakład, przynajmniej tej pierwszej, spada katastrofalnie.

Mała rzecz a cieszy!

Najgorszy od ćwierćwiecza.

5 grudnia, 2009

Mamy w Polsce najgorszy rząd od czasu tzw. Przemiany ustrojowej. Rząd składający się w lwiej części z ludków Platformy Obywatelskiej, którzy dorwali się do koryta obiecując ludziom niestworzone rzeczy – no to ludziska ich wybrali zgodnie z regułą: „tłum czasem jest niebezpieczny – głupi jest zawsze” (cytata z Waldemara Łysiaka).

Rzecz jasna, kiedy platformersi dorwali już się do konfitur, czyli pieniędzy podatnika i ciepłych posadek dla swoich wykształciuchów ani myślą realizować jakiejkolwiek z obietnic wyborczych. Zresztą kłamstwem posługują się, co dnia bez cienia krępacji i żadnych zahamowań.

Szczególnie żenująca jest ichnia „polityka zagraniczna”, która prowadzona jest wyłącznie na kolanach i trudno oprzeć się wrażeniu, że za je sznurki pociągają jakieś siły zewnętrzne, a wrogie.

Platformersi dumnie wypinają cherlawe piersi – dzięki nam światowy kryzys bardzo łagodnie obszedł się z Polską. Jest akurat odwrotnie – kryzys faktycznie, jak dotąd, nie pokaleczył nas szczególnie, ale tylko i wyłącznie, dlatego że mamy w Polsce olbrzymią Szarą Strefę, czyli część gospodarki, na którą rządy nie mają wpływu i dzięki temu panuje tam autentyczny Wolny Rynek a temu żaden kryzys nie straszny.

Niby wszyscy o tych sprawach i sprawkach dobrze wiedzą a pomimo to PO cieszy się niesłabnącym poparciem elektoratu. Wiem, wiem – sondaże są w dużym stopniu sfałszowane przez służalcze media, ale przecież nie całkowicie.

Właściwie cały aparat państwa można już uważać za okupanta i traktować go stosownie.

Przyglądam się temu wszystkiemu i umacniam w niechęci do demokracji.

Właściwie to absurdy…

4 grudnia, 2009

Od pewnego czasu mamy w Polsce plagę… urodzin. Nie chodzi o demograficzny boom, bo tego niestety nie ma tylko o niezrozumiały zwyczaj świętowania urodzin zamiast imienin, bo to niby bardziej „po zachodniemu”. Natomiast prawda jest taka, że urodziny ma i wieprzak, co pokwikuje w błocie i kura, co grzebie w piachu polując na robaka i ten robak też.

Natomiast imieniny – dzień patrona są właściwie jeno Człowiekowi.

Takich kalendarzowych absurdów jest więcej – dwa razy do roku kilkaset milionów ludzi zmusza się do przestawiania zegarków z czasu „zimowego” na „letni” lub odwrotnie. Rozkłady jazdy, lotów, nasze nerwy i zegary biologiczne doznają wstrząsu. Najśmieszniejsze jest to, że cała ta operacja, pomimo że diablo kosztowna pozbawiona jest jakiegokolwiek sensu i całkowicie zbędna, a wręcz szkodliwa.

A świętowanie Nowego Roku? Co właściwie świętujemy? Że od jutra będziemy pisać datę nieco inaczej? Przecież i tak zmieniamy ją każdej doby o północy…