Narkotyki i gorzała.

 

Każdy z nas, w każdej chwili może sobie najzupełniej legalnie pójść do najbliższego monopolowego i kupić litr albo dwa spirytusu (mniej zamożni – denaturatu) wrócić z tym do domu i zachlać się na śmierć. Jednak jakoś tego nie robimy.

Dlatego nie rozumiem, dlaczego nie możemy legalnie kupić haszyszu, LSD opium lub innej marihuany. Przecież ryzyko śmierci po „nawaleniu się” którymś z tych narkotyków nie jest większe niż po spirytusie, winie „patykiem pisanym” o denaturacie nie wspominając.

Mało tego! Narkotyki sprzedawane legalnie musiałby spełniać normy czystość, jakości, bezpieczeństwa etc. Nie ma mowy o „kompocie” warzonym pokątnie ze słomy makowej w jakiejś szopie lub innym garażu, a do producenta można by się zawsze udać z reklamacją. Ponad to narkotyki w legalnym obrocie byłyby nie tylko bezpieczniejsze, ale też wielokrotnie tańsze – wolne od mafijnego „podatku od ryzyka”.

No i kolejna korzyść z legalizacji narkotyków – znika cała (jakże potężna!) przestępczość związana z tą „branżą”.

Swojego czasu w Stanach Zjednoczonych wprowadzono prohibicję. Ależ się działo! Gangi pokątnie produkujące i sprzedające alkohol szalały ze szczęścia. Napady, morderstwa i krwawe jatki były na porządku dziennym. Kto nie słyszał o Al Capone? Nagle ustało jak ręką odjął. Co się stało? Ano nic szczególnego – po prostu zalegalizowano alkohol. Z narkotykami byłoby identycznie.

Że co? Że narkomani mogą powodować wypadki drogowe? Jasne! Mogą! Ale nie więcej niż kierowcy na „podwójnym gazie” i ci… trzeźwi. Że narkomani będą sprawcami innych przestępstw? Pewnie tak, ale nie bardziej niż alkoholicy i… abstynenci.

Wolność i Wolny Rynek są wybornym remedium na wszelkie patologie.

Niestety ustawodawcy nie chcą tego zauważyć lub, co bardziej prawdopodobne, pobierają sute profity od karteli narkotykowych, którym istniejący stan rzeczy pozwala zarabiać (nieopodatkowane!) miliardy….

 

Leave a Reply