Wiem, że dawno nie było wpisu, ale to chyba zrozumiałe. Kampania prezydencka tak nudna, że aż się na wymioty zbiera a ileż można pisać o powodzi?
Opublikowano zapisy rozmów z kokpitu prezydenckiego Tupolewa, ale niczego one nie wyjaśniają – zresztą pochodzą od Rusków a ja nie wierzę w ani jedno słowo tych kacapów o dobrych intencjach nawet nie wspominając.
Partia WiP rozwija się pomyślnie zaś to, co dzieje się we wszystkich (podobno są już trzy!) UPeRach woła o pomstę do nieba, jeży włos na głowie a rewolwer sam się odbezpiecza w szufladzie.
A w domu remonty, remonty, remonty… Właśnie czekam aż mi lakier na listwach podeschnie. No, cóż – apetyt rośnie w miarę jedzenia – ciekawe czy uda mi się ten remont (odbudowę? przebudowę?) do końca roku skończyć. A zaczęło się tak niewinnie: miałem „tylko” wymienić okna i odświeżyć werandę. No i zaczęła się reakcja łańcuchowa!
W ogrodzie bezczelne wiewiórki przychodzą po swoje orzechy, które podkładam im w dziupli starej jabłoni i cmokają na mnie gniewnie, kiedy tego nie zrobię; szczypiorku mam tyle, że mógłbym nim handlować; pies Maja (wyżeł puszczykowskim – jedyny istniejący egzemplarz) zaintrygowany przygotowaniami do procesji (dziś święto Boże Ciała), które przedefiluje przed moim domem.
I to by było na tyle.
Miłego wochenende. Heil!