Posts Tagged ‘Privat’

Albo i srożej!

sobota, 29 stycznia, 2011

Czy pamiętamy, że w rosyjskich gułagach, co kilka dni mordowano więcej ludzi niż zginęło przez kilka wieków Inkwizycji? Czy pamiętamy, że co kilka tygodni w rosyjskich łagrach zabijano więcej ludzi niż przez cztery lata funkcjonowania niemieckiego obozu „zagłady” w Oświęcimiu? Hę?

No, cóż… Rusofilia powinna być tak samo karana jak pedofilia… Albo i srożej!

A w Puszczykówku? Jest dobrze! Kolejny pokój odbudowany, a do końca tygodnia  będzie następny! Usuwanie wieloletnich zaszłości jest fascynujące i wysoce pouczające. Duchy PRL’u i inne złe duchy znikają z mojego puszczykowskiego domu wraz z tandetą, w której uwiły sobie gniazda. Ufff!!!!

Wybory, Puszykowo i domowy chaos…

poniedziałek, 22 listopada, 2010

 

Uff! Koniec wyborów samorządowych. Przynajmniej w większej części miast znikną z ulic nieciekawe facjaty zaśmiecające nam słupy, płoty, latarnie i inne elewacje. Niestety, nie do końca, bo w większości okręgów będzie II tura tych wyborów. W Puszczykowie również. Cóż zrobić? A na kogo ja będę głosował ? Na Małgorzatę Ornoch – Tabędzką, czyli dotychczasową burmistrz Puszczykowa. Czy to kandydat idealny? Oczywiście, że nie, ale cała reszta to po prostu żenada, wstyd, obciach, czyli, mówiąc po poznańsku – poruta. Że też takie typki pchają się do władzy! Nie wiem jeszcze, kto będzie kontrkandydatem pani Małgorzaty w drugiej turze wyborów, ale to wszystko jedno – cała reszta jest siebie warta…

Czeka mnie ciężki tydzień! Nie, nie przez wybory – jest znacznie gorzej! Do czwartku będę chodził głodny i niewykąpany, bo ekipa dzielnych fachowców właśnie wywraca mi do góry nogami kuchnię i jedną z łazienek. Nawet podłodze nie przepuścili! I Na tym nie skończą… Rewolucja, Prostytucja, Brak Stabilizacji jak mawiał mój śp. Ojciec. Kot się zaszył w garażu ciężko obrażany natomiast pies towarzyszy fachowcom z takim zapałem, że zaczynam go podejrzewać o chęć przyuczenia do zawodu…

 

„Rasizm” lub samozagłada. Nie ma wyboru…

czwartek, 18 listopada, 2010
Patriota
Nie dajmy się!

Jeżeli polskie małżeństwo przeprowadzi się do Np. Niemiec i tam osiądzie na stałe to ich dzieci a wnuki to już na pewno będą już Niemcami. Całkowicie zasymilowanymi a od ludzi zamieszkałych tam od stuleci będzie ich odróżniało jeno polsko brzmiące nazwisko albo nawet i nie ono.

Mój Dziadek – Jan Deierling był z pochodzenia czystym Bawarem (Bambrem poznańskim) i był Wielkim Polskim Patriotą (jak większość Bambrów) czynnie wspierającym Poznańskie Ziemstwo Kredytowe, czyli instytucję finansową wymierzoną PRZECIW Niemcom i czynnie wspomagał Powstanie Wielkopolskie zaś w II Wojnie Światowej czynnie uczestniczył w Ruchu Oporu. Złoty Krzyż Zasługi RP dostał już przed wojną!

Jest taka nacja – Cyganie. Celowo nie piszę „Romowie”, choć politycznie poprawni zarzygańcy twierdzą, że takie określenie jest obraźliwe – natrząsają się z nich nawet Cyganie, bo oni tak właśnie sami siebie określają. Zresztą, jak zwał tak zwał – nieważne.

Cyganie żyją między nami od stuleci. Zachowali swój odrębny język, strój i obyczaje (zwykle bardzo niemiłe). Nawet domy, które wznoszą według własnego gustu mają zupełnie inną architekturę i układ niż nasze. Niemal nigdy się nie asymilują. Dlaczego?

Muzułmańscy arabowie mają takie kłopotliwe hobby – lubią się wysadzać w powietrze – im więcej osób wysadzą przy okazji tym większą mają frajdę. Niestety, nie tylko „dzicy” arabowie w Iraku lub w Afganistanie preferują takie rozrywki. Wysadzali się w powietrze arabscy muzułmanie urodzeni i wychowani w Wielkiej Brytanii, Rosji, Stanach Zjednoczonych itp. Również oni się nie asymilują i nie cywilizują. Dlaczego?

Podobnie żydzi (to też arabskie plemię). Asymilują się (a i to nie zawsze) jeno powierzchownie – tak „dla oka” – na niby. Dlaczego?

O innych, jeszcze bardziej kolorowych, nacjach zaśmiecających przedmieścia wielkich miast naszych zachodnich i amerykańskich sąsiadów nawet nie wspominam, bo to już kompletna katastrofa.

Dlaczego te narody nie cywilizują się i nie asymilują jak Polacy w Niemczech albo… Niemcy w Polsce?

Odpowiedź jest prosta: bo to są inne rasy! Mają genetycznie ukształtowany inny charakter, mentalność, upodobania estetyczne, kulinarne, a nawet metabolizm etc. I nic tego nie zmieni!

Jeżeli chcemy zachować Europejską Cywilizację Białego Człowieka – cywilizację, której zazdrości nam cały świat, cywilizację, która (głównie dzięki Wolnemu Rynkowi, Kapitalizmowi i Chrześcijaństwu) wywindowała powszechny dobrobyt na poziom niespotykany nigdy wcześniej w historii naszej Planety, musimy gnać to całe kolorowe tałatajstwo z Europy, bo wprowadzą (już wprowadzają!) taką samą dzicz, z jakiej się wywodzą i przed, którą wieją pod kuratelę Białego Człowieka – Chrześcijanina.

Czy to „rasizm”? Możliwe. Ale przede wszystkim prawda. A jako człowiek prawicy: przed prawdą padam na pysk!

 Na tym tle polityka rządu USA jest naprawdę rozbrajająca – Polak musi mieć wizę do USA podczas gdy różnych kolorowych mameluków wpuszczają stadami. I dlatego USA upadnie. Już upada….

 

Palacze, faszyści i … mnóstwo książek!

poniedziałek, 15 listopada, 2010

Kiedyś wszystko musiało być „socjalistyczne” dziś – „demokratyczne. W sumie na jedno wychodzi. Politycy zapluwają sobie mordy wychwalając demokrację, ale…! Kiedy okazuje się, że 80 % Polaków jest za przywróceniem kary śmierci jakoś milkną; ale kiedy okazuje się, że większość ludzi jest przeciw Euro… zmieniają Konstytucję żeby im tego Euro demokratycznie nie uwalili.

Dziś poprawna politycznie hołota skowycze ze szczęścia, bo wprowadzono iście faszystowski zakaz palenia w miejscach publicznych. (Adolf Hitler był wielkim wrogiem tytoniu). Radują się, bo pono 25% badanych jest zadowolona z takiego kretyńskiego prawa. 25%? Czyli pozostałe 75% jest przeciw. Ot! Prawdziwie „demokratyczne” odwracanie kota ogonem.

Zmartwionym restauratorom podpowiadam jak ten przepis obejść: wystarczy, jeżeli właściciel takiego lokalu sam się w nim… zamelduje! Wtedy knajpka staje się także mieszkaniem prywatnym i wszelkich inspektorów można z niego gonić gdzie pieprz rośnie, bo wszak we własnym mieszkaniu palić można, a zakłócanie miru domowego jest przestępstwem.

Natomiast, jeżeli ktoś prowadzi podobny lokal w wynajętym pomieszczeniu wystarczy napisać króciutki aneks do umowy, z którego będzie wynikało, że pewna jego część (Np. 10 mkw) jest wynajmowane na cele mieszkalne i można się śmiało meldować itd.

Swojego czasu w Australii obowiązywało (a może obowiązuje do dziś?) prawo zabraniające stać bukmacherom na australijskiej ziemi. I co? I nic. Bukmacherzy zaopatrzyli się w niewielkie podesty, na których stali i z powodzeniem przyjmowali zakłady od rozmiłowanych w wyścigach konnych Australijczyków.

Moja prababka mawiała, że: chłop, co nie chla i nie tabaczy g**** znaczy! Trzeba słuchać starszych. Ustawodawcy chodzi właśnie o to, żeby zamienić na w bezwolne g****. Nie dajmy się im!

Poza tym zapewniam – cukier jest większym trucicielem niż tytoń. Wywołuje więcej chorób j zgonów.

A w Puszczykówku? Piękna słoneczna, niemal letnia pogoda i masę roboty. Dostaliśmy spadek – bibliotekę po moich śp. teściach – małżeństwie Polonistów. Dwa tysiące dziewięćset (2 900!) książek. Mam nadzieję, że uda nam się, choćby z grubsza, posortować je do końca roku. Gdybym czytał jedną dziennie lektury wystarczy mi na blisko osiem lat. Uff!

 

11 listopada – rogal, czy flaga?

czwartek, 11 listopada, 2010

Dziś 11 listopada, a więc w części Polski Święto Niepodległości.

W części, bo w Wielkopolsce jakoś niespecjalnie nas ono obchodzi. Nie podano nam w tym dniu niepodległości na tacy jak reszcie kraju, lecz musieliśmy ją sobie sami wywalczyć karabinem, bagnetem i… sakiewką w Powstaniu Wielkopolskim a więc stosowniejszą datą byłby 27 grudnia.

Ale i u nas dziś święto – dzień św. Marcina! Święty Marcin był rzymskim legionistą i według legendy dał połowę swojego płaszcza biednemu, a kiedy jechał przez Poznań jego koń zgubił złotą podkowę i dlatego po dziś dzień poznańczycy wcinają rogale marcińskie, bo mają kształt tamtej podkowy. Tyle legenda.

A prawda? Rzecz jasna zwyczaj pieczenia rogali marcińskich ma pogańskie korzenie jak niemal wszystkie zwyczaje i obrzędy „chrześcijańskie”. Św. Marcin w Poznaniu zapewne nigdy nie był; byli natomiast osadnicy ze Szwabii (ech ci Poznańczycy – jak nie Bawar to Szwab!) którzy przywieźli zwyczaj pieczeni i pożerania w tym dniu owych rogali. To pozostałość po pogańskim święcie – w tym dniu na ofiarę germańskim bogom zarzynano byka lub wołu. Bóg dostawał trzewia i łeb natomiast resztę wcinali wierni, jako pieczyste na świątecznej uczcie. Jednak wół to bydlę kosztowne i każdego było stać na taki sprawunek a więc jak substytut pieczono właśnie rogale, które miały symbolizować rogi tego zwierzaka i je ofiarowywano germańskiemu bogu. I stąd te rogale.

A dziś? Dziś w Wielkopolsce Święto Niepodległości mało, kogo obchodzi, choć flagi wywieszamy. Po ul. Świętego Marcina jeździ na białym koniu rzymski rycerz w czerwonym płaszczu i to on włada dziś Poznaniem. A Poznańczycy z zapałem wcinają marcińskie rogale, które stały się naszym produktem regionalnym (nad ich jakości czuwa specjalna kapituła) i są już dostępne przez cały rok.

Gorąco polecam! Być w Poznaniu i nie pożreć takiego rogala to grzech! Ale wcześniej wypada girę z krzanem (golonkę z chrzanem) albo kaczkę po poznańsku. Porzundek musi być!

Heil!

Sezon ogórkowy – stu procentowy!

sobota, 7 sierpnia, 2010

Pimpuś

Pimpuś i ogórki.

I to dosłownie a nie byle przerwa wakacyjna w teatrach.

Mam te ogórki wszędzie i we wszystkich możliwych kombinacjach – kiszone w kamionce, małosolne w drugiej, kiszone w słoikach wecka, konserwowane w occie, korniszony i pełną michę mizerii w tłustej śmietanie. Dobrze, że zupy ogórkowej dziś nie miałem!

Tak to jest, kiedy ma się za żonę Pimpusia – utytułowaną absolwentkę poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego – wszystko rośnie jak głupie – w przeciwnym razie Pimpuś umarłby ze wstydu. Do tego puszczykowski klimat, otulina WPN i piękne lato też robią swoje.

Na szczęście nie tylko ogórki i inne się udają.

Pięknie kwitną malwy, nasturcje, lilie i inne mieczyki. Przy odrobinie szczęścia do przyszłego roku nowy płot będzie wyglądał jak pozostałe – stanie się ścianą zieleni o ile kejtry[1] sąsiada go nie zmaltretują.

Jest tu jak w raju. Nie ruszę się stąd.

A jak ktoś mi wlezie…. mam siekierę. Nie jedną!

Lilia

Lilia


[1] Pies – w gwarze poznańskiej.

Nawet mnie zadziwili!

sobota, 7 sierpnia, 2010

To, że PO ani przez chwilę nie myślała spełniać swoich obietnic wyborczych nie jest dla mnie zaskoczeniem – wiem skąd wywodzą się ludzie, którzy ją tworzą i jestem o nich jak najgorszego zdania.

Natomiast trzeba przyznać, że zadziwili nawet mnie robiąc rzeczy dokładnie odwrotne od wszelkich wcześniejszych deklaracji. Pamiętam jeden z ich sztandarowych pomysłów dotyczących stawek podatkowych – słynny „3×15” czyli 15% VAT, 15%PIT i 15%CIT. Dziś ludzie, którzy to mówili podwyższają nam podatek VAT i wprowadzają nowe. Pewnie doradza im profesor zagadnień ekonomicznych marksizmu i leninizmu tow. Balcerowicz. On również będąc ministrem finansów gadał na okrągło, że podatki trzeba obniżać i upraszczać a przez cały czas podnosił je i komplikował. Przedtem jednak zlikwidował „nawis inflacyjny” czyli pozbawił miliony ludzi oszczędności całego ich życia.

Rządzą nami już nie idioci ale raczej bezwzględni gangsterzy.

(Rząd PiS’u zlikwidował podatek od spadków i darowizn, a kiedy zaczęła drożeć ropa obniżył akcyzę na paliwa żeby nie uderzyć kierowców po kieszeni)

Natomiast zupełnym ewenementem jest to, że PO od początku swoich rządów zatrudniła sto tysięcy nowych urzędasów. !00 000 czyli tyle ile liczą całe polskie Siły Zbrojne!!!!! W związku z tym musi nas łupić ile wlezie żeby utrzymać tą armię bezproduktywnych pasożytów i ich biura, komputery etc.

Chyba faktycznie wyborcom PO należałoby podrąbywać ręce.

A teraz z innej beczki:

Dziś święto Bambrów (Bawarów poznańskich) – pierwsza ich grupa przybyła do Poznania dwieście dziewięćdziesiąt jeden lat temu z Bambergu. Wspominam o tym bo i ja się z nich wywodzę i jestem z tego dumny!

LUKSUS ZA DARMO, CZY KOSZTOWNY… SYF?

środa, 4 sierpnia, 2010
Wielkopolska

Jezioro

Muszę przyznać, że od lat nie jeżdżę nad morze, zwłaszcza w „sezonie”. To makabryczne miejsca. Tłok, smród starych frytur we wszechobecnych „smażalniach”, kakofonia dźwięków z najrozmaitszych knajpek, sklepików, piwiarni lub po prostu ulicznych i plażowych głośników mnie wypłasza. Wstręt budzą nachalni straganiarze oferujący nieprawdopodobną tandetę przydatną niby na plaży lub budzące grozę „pamiątki” z makabrycznego pobytu na „wczasach”. Jeżeli dodamy do tego kłopoty z parkowaniem samochodu, odpychające kampingi i na ogół tłumy liżących lody lub żłopiących piwsko z plastikowych kubków wczasowiczów doprawione zgrają, ryczących jak potępieńcy, bachorów to pobyt w takich miejscach przypomina długotrwałe ćwiczenia masochistyczne dobre dla nieszczęśników, którym sprzykrzyło się życie na tym świecie. O cenach i konieczności płacenia niemal za wszystko nawet nie wspominam.

I po mam się męczyć, stresować, denerwować? Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy tam „wypoczywają”.

Niespełna sto kilometrów od mojego domu mam Pojezierza Wielkopolskie i Sierakowsko – Międzychodzkie. Łatwo i wygodnie tam dojechać. Setki jezior! Właśnie wróciłem znad jednego z nich. Bezpłatny, świetnie utrzymany parking nie dalej niż sto metrów od bezpłatnej, czyściutkiej plaży. Krystalicznie czysta woda, świetny pomost – molo, piaszczyste dno kąpieliska. Obok znakomicie utrzymane pole namiotowe (bezpłatne) z węzłami sanitarnymi (bezpłatnymi), boiska do siatkówki plażowej i badmintona (bezpłatnymi – rzecz jasna!). Cisza i absolutny spokój. Pomimo weekendu na polu namiotowym był tylko jeden namiot – mieliśmy ponad trzystu (!!) hektarowe jezioro praktycznie tylko dla siebie. Nadmieniam, że w tych okolicach taki jezior jest ponad sto, a większość z nich połączona oznakowanymi drogami rowerowymi. O cenach nawet nie wspominam – na codzienne utrzymanie wydamy tu mniej niż u siebie w domu. Pływać, żeglować, łowić ryby, wędrować można w komfortowych warunkach ile dusza zapragnie i praktycznie za darmo. Zupełnie nie rozumiem ludzi siedzących za ciężkie pieniądze w cuchnących, hałaśliwych kurortach, podczas gdy pod nosem mają takie cudeńka! Chyba wynika to z niewiedzy – bo z czegóż innego? Polecam wszystkim nasze pojezierza (z wyjątkiem tłocznych i przereklamowanych Mazur).

Naprawdę warto!

Upał, potop i skowyczenie

sobota, 24 lipca, 2010

Przedwczoraj niechętnie opuszczałem klimatyzowane wnętrze samochodu i przyglądałem się ze współczuciem jak męczyli się panowie przy budowie podmurówce mojego nowego płotu (jak do wybiegu dla tyranozaura) a dziś dobry Pan Bóg, zapewne z troski, aby te tony betonu związały solidnie i powoli, zafundował nam coś w rodzaju potopu. Nieszczególnie się tym martwię, bo panowie od płotu chcieli pracować i dziś, co okazało się niemożliwe a na dzień odpoczynku uczciwie sobie zasłużyli; ogród, któremu zaczynała doskwierać już susza zostanie solidnie podlany zaś żadnych, podtopień się nie boję – słynne puszczykowskie piachy wchłoną z apetytem każdą ilość deszczówki.

W sumie jest fajnie!

Oczywiście rolnicy, sadownicy i ogrodnicy będą skowyczeć. Ale oni, ku mojej irytacji, skowyczą zawsze. Mają stały repertuar: Oj, oj, oj – jak my biedne, bo pogoda była piękna i plony będą wyborne a to dla nas nieszczęście, bo ceny spadną i nawet na koszty nie zarobimy! Albo: Oj, oj, oj pogoda była fatalna i plony liche i nawet na koszty nie zarobimy!

Co roku to samo. Ciekawe – skoro podobno rokrocznie więcej w uprawy wkładają niż na nich zarabiają to muszą albo mieć nieprzebrane zapasy gotówki albo łżą jak psy. (Pardon – jak ludzie – psy przecież nie łżą.) Gdyby była to prawda większość rolników rzuciłaby w diabły taki interes i zajęła bardziej intratną profesją.

Natomiast my – naiwniacy ratujemy „biednych rolników” dotacjami, KRUS’ami, fiskusami, dopłatami i Bóg jeden wie, czym jeszcze. I to kosztem uczciwie pracujących ludzi!

A tu trzeba dać im po pazernych łapach harapem z bykowca i powiedzieć jak każdemu innemu przedsiębiorcy: radź sobie sam a nie wyciągaj rąk po nie swoje. Jak bankrutuje szewc albo inny lakiernik państwo mu nie pomaga ani go nie ratuje. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego z rolnikiem ma być inaczej.

Wychowaliśmy na własnym łonie kolejną klasę pasożytniczą…

Babie lato

Nuuuda i… domowi barbarzyńcy.

środa, 7 lipca, 2010

Ufff! No i po wyborach. Na szczęście, bo nie lubię tych wyścigów szczurów podobnie jak demokracji.

Z rezultatów jestem nawet kontenty, bo głosowałem w tych wyborach nie tyle na Kaczyńskiego, co przeciw Komorowskiemu, ale to całej sprawy podchodziłem raczej obojętnie.

Na razie czeka nas ponad rok zupełnej nudy. Polacy wybrali sobie na Prezydenta człowieka, który ma predyspozycje, co najwyżej na podrzędnego sołtysa: obłego, nijakiego, bez poglądów, charakteru, charyzmy, z matowym głosem i uległemu wszystkim od Moskwy do Brukseli. W Polsce jest Prezydent i Rząd (właściwie Prezydencik i Rządzik), który do wyborów parlamentarnych nie zrobi literalnie nic żeby nie podpaść elektoratowi i nie utracić koryta.

Będą, co prawda po drodze wybory samorządowe, ale te, siłą rzeczy, nie wyzwalają podobnych emocji No, i dobrze.

Natomiast ja jestem, we własnym domu, osaczony przez barbarzyńców – Pimpuś znalazł ich w pudełku, które ktoś podrzucił na chodniku. Do czego są zdolni widać na zdjęciu.