Demografowie, ekonomiści i publicyści maści wszelakiej drą szaty – w Polsce rodzi się za mało dzieci – katastrofa demograficzna zaczyna być faktem. To prawda. Etatowi fachowcy (z oślej łączki) węszą, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Właśnie usłyszałem w jakimś przekaziorze, że to z powodu niewystarczającej ilości przedszkoli, żłobków i przez „wrednych pracodawców”, którzy niechętnie zatrudniają kobiety z dziećmi i potencjalne matki.
Czyżby?
Gdyby przedszkole i żłobek pojawiły się na każdej ulicy, a pracodawcom narzucono by przymus zatrudniania niewiast z dzieckiem przy piersi to czy sytuacja ulegnie poprawie? Otóż – nie! Ani trochę. Polska zajmuje 151 miejsce (na 183 ocenianych państw) w raporcie podatkowym paying taxes, czyli podatki w naszym kraju należą do najbardziej niekorzystnych na świecie. I tu jest pies (a właściwie niemowlak) pogrzebany! Polskie kobiety są po prostu zmuszone do pracy żeby utrzymać życie swoich rodzin, na jako-takim poziomie; no i utrzymać rozdętą do granic śmieszności bandę grabieżców – administrację państwową i samorządową. W normalnym państwie podatki są takie, że mężczyzna może bez większego problemu zarobić na utrzymanie rodziny, a kobieta, jeżeli chce, może być kapłanką domowego ogniska – poświęcić się domowi i dzieciom… Skoro rząd zmusza kobiety do, niemal niewolniczej, pracy niech nie oczekuje, że będą rodziły dzieci.