Aż się roi w
przekaziorach rozmaitych od reklam farmaceutyków rozlicznych: zjedz tabletkę A
to nie będzie cię bolał brzuszek, po tabletce B nie dopadnie cię przeziębienie,
a tabletka C uchroni cię od puszczania bąków, a jeszcze inny coś tam itd.
Podobnie jest z pastami i szczoteczkami do zębów wszystkie, rzecz oczywista, są
„polecane przez stomatologów”, „najchętniej używane przez dentystów” i z
„atestami” nadanymi przez różne, dziwne „instytuty”. Ludzie, którzy mieli
styczność z rynkiem reklam wiedzą ile takie kampanie promocyjne kosztują. Są to
miliony. Miliony dolarów. Nie ma się, co dziwić rozmachowi, z jakim przemysł
farmaceutyczny wciska nam najordynarniejszy... kit. Jest to drugi (po
zbrojeniowym) najbardziej dochodowy przemysł na świecie. Przemysł, dodajmy,
skrajnie nieuczciwy, bo jakiż ma on pożytek z człowieka zdrowego? Żaden! Człowiek
wyleczony z choróbsk wszelakich (bądź, nie daj Bóg, zdrów od urodzenia) jest
dla przemysłu farmaceutycznego i medyków wszelkiej maści zupełnie bezwartościowym
obiektem. Należy, więc wcisnąć mu jakąś bzdurę, żeby do kieszeni sięgnął.
Wynaleziono, więc – profilaktyczne łykanie tabletek. Oczywiście jest to, jak
niemal cała współczesna medycyna jedno wielkie... oszustwo. Nawet, znany skądinąd
dr Ponomarenko (zresztą, sam medyk) mawia: medycyna to nie nauka tylko biznes. Święte
słowa. Wielki biznes! Pomyślcie, zresztą sami – jaki pożytek może mieć wasz
dentysta z człowieka, któremu zęby się nie psują nigdy. Nie ma żadnego. Gdyby
wynaleziono skuteczny lek na próchnicę 95% dentystów poszyłoby z torbami. A
tak? Widzieliście, jaki instytut stomatologii w Poznaniu sobie machnęli? I to
za nasze, podatników, pieniądze. Będą mieli, co robić i to na skutek, zapewne
past do zębów „najchętniej używanych przez dentystów”.
Znam sporo
ludzi, którzy cieszą się czerstwym zdrowiem, a ich wiek i kondycja jest godna
pozazdroszczenia. Niemal wszyscy, z żelazną konsekwencją, przestrzegają reguły:
nie wpaść w łapska lekarzy i żądnych prochów nie łykać! A kiedy słyszą o
profilaktycznych szczepieniach np. „przeciw grypie” robią, wielce wymowne, kółko
na czole. Zresztą, samo funkcjonowanie tzw. „służby zdrowia”, zorganizowanej, w
zazdrośnie strzeżone, obwarowane zamordystycznym prawodawstwem, struktury
przypomina regularną... mafię, albo... PZPR (Podobnie jest z prawnikami).
Nie inaczej
jest z instytucjami do walki z czymś tam. Etaty, gabinety, wyjazdy zagraniczne,
premie i bonusy hojnie opłacane z naszych podatków, maja urzędasom pomagać
walczyć z „korupcją”, „przemocą”, „pijaństwem” itp. A co by się stało gdyby ta
walka, faktycznie okazała się skuteczna i np. pijaństwo by znikło na amen?
Oczywiście, wszyscy „walczący” z nim z urzędu dostaliby kopa w tyłek i wylądowali
na zielonej trawce gdzie ich miejsce. A więc bądźmy spokojni – żadnej z tych
patologii nie zwalczą. Przeciwnie! Będą je rozwijali, bo to dla nich więcej
etatów i naszych pieniędzy.
I ja miewam
różne dolegliwości: na przykład mdłości na widok polityków, niestrawność po oglądaniu
TV, a czasem lekkiego kaca. A i kilka guzów się trafi - nabitych o życie
kanciaste. Do medyków chadzam, i owszem, ale... na imprezy, a do apteki po wodę
utlenioną i plasterki.
I tylko
takich dolegliwości, z całego serca, czytelnikom życzę.