Mierzi mnie już dyskusja, którą śledzę w mediach o finansowaniu usług
medycznych, leczenia, finansowania "służby zdrowia", leków itp. W polskiej
medycynie - bieda aż piszczy. Sedno problemu leży jednak zupełnie gdzie
indziej.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzi baba do lekarza, ze swoimi
dolegliwościami. Lekarz babę bada i stwierdza: babo masz cukrzycę i ja teraz
będę cię leczył. To bardzo dobra wiadomość! Oczywiście nie dla baby. Ale dla
lekarza, jak najbardziej - ma klienta i to na lata, dla przemysłu
farmaceutycznego – baba potrzebuje codziennie dawki insuliny i innych leków,
dla producentów strzykawek i igieł - baba potrzebuje ich codziennie, dla
producentów kosztownych aparatów i testów cukrzycowych, dla szpitali - mają
klienta, dla aptek - robią utarg, dla stowarzyszeń cukrzyków klubów - dostaną
więcej pieniędzy podatnika, dla budżetu - wszystkie w/w produkty i usługi są
opodatkowane i przynoszą zysk, dla ZUS'u - baba długo nie pożyje i nie będzie
trzeba jej płacić emerytury. Wszyscy są zadowoleni, z wyjątkiem chorej baby -
rzecz jasna. To taaaaki interes, i to na czas dłuższy.
No dobrze, ale co biedna, chora baba ma począć? Przecież musi się leczyć, bo
jeszcze szybciej lekarze (nie za darmo) powiadomią firmę pogrzebową, że jej
"skóra" jest do wzięcia.
Otóż, wbrew pozorom sytuacja nie jest beznadziejna. Potrzeba, jeno nieco
wiedzy, bo nasza baba wcale nie musi się leczyć. Fakt. Początkowo trafiła do
lekarza, który potrafi (i to naukowo i nowocześnie) leczyć, ale nie wyleczyć.
Nie ma w tym zresztą, żadnego interesu. Wręcz przeciwnie - wyleczenie równa się
z utratą dochodowego pacjenta. Lekarz, do którego musimy udać się po raz drugi,
trzeci, dziesiąty jest kiepskim lekarzem. Potrafi leczyć, ale nie wyleczyć. Do
dobrego lekarza, na ogół idzie się tylko raz. Mądry, powiecie - przecież
cukrzyca (tutaj podana, jeno przykładowo) jest nieuleczalna i coś z nieszczęsną
babą trzeba począć, bo zemrze nam pewnie w męczarniach i dopiero będzie
nieszczęście.
A może nie? Może medycyna się myli lub celowo kłamie! O dziwo, nasza baba ma
szczęście, bo mieszka w Polsce. Tutaj, ma szansę trafić w ręce lekarza
optymalnego. Proszę się nie obawiać - to nie znachorzy ani żadna "medycyna
alternatywna" to zwykli lekarze tylko, że - optymalni. Szczęśliwie jest ich
coraz więcej.
Do lekarza optymalnego idzie się, na ogół, tylko raz. To dziwne wizyty. Przy
lżejszych dolegliwościach, ci medycy, w ogóle pacjenta nie badają, nie zapisują
żadnych leków, nie wysyłają na specjalistyczne badania. Mało tego! Zalecają
wyrzucenie dotychczasowych leków do śmietnika. I leczą. Leczą każdego dnia,
coraz częściej, seryjnie również choroby "nieuleczalne" np. cukrzycę, chorobę
Buergera, miażdżycę, nadwagę, naciśnie tętnicze i inne. Właściwie. wszystkie!
Mają, pewno cudowny, kosztowny, tajemniczy lek - dostępny, jeno wtajemniczonym
i to on działa takie cuda. G.. prawda! Nic nie mają. Czasem nawet słuchawek.
Mają "tylko" wiedzę. Szczęśliwie, ta wiedza powstała w Polsce. Jej twórca jest
kandydatem do nagrody Nobla w dziedzinie medycyny. Zgłosili go do niej.
Austriacy i Szwajcarzy cóż: "nikt nie może być prorokiem we własnym kraju".
Lekarze optymalni dają ludziom, po prostu. dobrze zjeść. Mało tego! Często
kontakt z lekarzem jest, w ogóle niepotrzebny - wystarczy książka lub
doświadczony doradca żywienia optymalnego. Ten mówi co jest jadalne dla
człowieka, a co nie ( jest to zupełnie coś odwrotnego niż się mami "państwowej,
urzędniczej medycynie") i po wszystkim. Człek zdrów i wesół - lekko, łatwo,
przyjemnie i... tanio!
I co? I miażdżąca większość całej, państwowej medycyny (i przemysłu jej
towarzyszącego) okazuje się zupełnie niepotrzebna. Optymalni nie boją się
chorób "cywilizacyjnych", bakterii, wirusów, pryszczycy, a nawet AIDS,
próchnicy i innych wąglików, a katar, jeśli go nawet (rzadkość) złapią trwa u
nich nie 7 dni ale, góra 7 godzin. A do aptek, chodzą, i owszem po.. plasterki
i wodę utlenioną.
Twórcą Żywienia Optymalnego jest Polak ,dr Jan Kwaśniewski - lekarz z
Ciechocinka.
Dziś, niemal każdego dnia, spotykam się z żywymi przykładami "cudownych"
uzdrowień. Nie muszę w nie "wierzyć", bo wiem i widzę.
To tłumaczy ślepą furię "urzędowej" medycyny, z którą szarżuje na Optymalnych.
Dotychczasowa medycyna, państwowa "służba zdrowia", wobec lawinowego rozwoju
Optymalnych stoi na skraju śmietnika nauki - gdzie jej miejsce. I ona to już
wie: będzie się bronić zębami i pazurami ale - damy radę!
Sprawdziłem to na sobie, mojej rodzinie i wiem, że od żywienia optymalnego:
chory wyzdrowieje, gruby schudnie, chudy utyje, mądry zmądrzeje, a głupi nie
będzie żywił się optymalnie.